05 Lut 2011, Sob 17:28, PID: 237794
Cześć wszystkim! Jestem tutaj nowa. Szukałam forum o problemie, jaki mnie dotyczy, i trafiłam tutaj. Jakimś pocieszeniem jest dla mnie fakt, że nie jestem sama z moją ‘przypadłością’.
Zacznę od tego, że po skończonej filologii (język obcy) podjęłam pracę w gimnazjum. Po prostu zadzwoniono do mnie z UP, że jest wakat. Nie zastanawiając się ani chwili, zgodziłam się na tę pracę, chociaż już wtedy potwornie się bałam. W tym gimnazjum wytrzymałam rok. Przeżyłam tam koszmar. Nienawidziłam tej pracy ani tego miejsca. Niemili, wręcz opryskliwi uczniowie, na dodatek wulgarni, szydzący nieraz z mojego drżącego ze zdenerwowania głosu (a głos mam cichy). Nie potrafiłam utrzymać dyscypliny, byłam zbyt miękka. Zawsze uchodziłam za osobę nieśmiałą, a nagle stałam się osobą publiczną. Do dziś żałuję wyboru mojego zawodu. Dlaczego nie wybrałam takiego, który mogłabym wykonywać w spokoju za biurkiem, mając minimalny kontakt z ludźmi? Nigdy nie miałam problemów z nauką języków, więc zdecydowałam się na filologię, a o pracy myślałam, że jakoś to będzie. Być może w średnich szkołach byłoby lepiej uczyć (dojrzalsza młodzież), ale po thrillerze, jakiego byłam uczestnikiem będąc belfrem w gimnazjum, dostałam blokady. Boję się szukać pracy, jakiejkolwiek – w szkole, w biurze – po prostu czuję lęk, że koszmar się powtórzy, że sobie nie poradzę, że znów poniosę klęskę. Chciałabym pracować w jakimś urzędzie, gdzieś, gdzie mogłabym zaszyć się za biurkiem, w papierach, ale nie wiem od czego zacząć i jak zacząć, skoro wciąż się boję nowych wyzwań. Przecież chyba nie jestem do niczego, znam dwa języki obce, nie mam problemów z poprawnym pisaniem (w dzieciństwie pisałam wiersze i obszerne opowiadania i bajki), jestem dokładna i odpowiedzialna… a marnuję swoje życie siedząc w domu. Z drugiej strony czuję potworny lęk, że w pracy nie dałabym rady a moje kompetencje nic nie znaczą albo są za małe.
Nie mam problemów w kontakcie z ludźmi w sklepie, z lekarzem itp., aczkolwiek zawsze wolałam znajome towarzystwo niż obcych. Czuję, że dzisiejszy świat jest tylko dla przebojowych i komunikatywnych. I boję się, że nigdy nie znajdę w nim dla siebie miejsca.
Zacznę od tego, że po skończonej filologii (język obcy) podjęłam pracę w gimnazjum. Po prostu zadzwoniono do mnie z UP, że jest wakat. Nie zastanawiając się ani chwili, zgodziłam się na tę pracę, chociaż już wtedy potwornie się bałam. W tym gimnazjum wytrzymałam rok. Przeżyłam tam koszmar. Nienawidziłam tej pracy ani tego miejsca. Niemili, wręcz opryskliwi uczniowie, na dodatek wulgarni, szydzący nieraz z mojego drżącego ze zdenerwowania głosu (a głos mam cichy). Nie potrafiłam utrzymać dyscypliny, byłam zbyt miękka. Zawsze uchodziłam za osobę nieśmiałą, a nagle stałam się osobą publiczną. Do dziś żałuję wyboru mojego zawodu. Dlaczego nie wybrałam takiego, który mogłabym wykonywać w spokoju za biurkiem, mając minimalny kontakt z ludźmi? Nigdy nie miałam problemów z nauką języków, więc zdecydowałam się na filologię, a o pracy myślałam, że jakoś to będzie. Być może w średnich szkołach byłoby lepiej uczyć (dojrzalsza młodzież), ale po thrillerze, jakiego byłam uczestnikiem będąc belfrem w gimnazjum, dostałam blokady. Boję się szukać pracy, jakiejkolwiek – w szkole, w biurze – po prostu czuję lęk, że koszmar się powtórzy, że sobie nie poradzę, że znów poniosę klęskę. Chciałabym pracować w jakimś urzędzie, gdzieś, gdzie mogłabym zaszyć się za biurkiem, w papierach, ale nie wiem od czego zacząć i jak zacząć, skoro wciąż się boję nowych wyzwań. Przecież chyba nie jestem do niczego, znam dwa języki obce, nie mam problemów z poprawnym pisaniem (w dzieciństwie pisałam wiersze i obszerne opowiadania i bajki), jestem dokładna i odpowiedzialna… a marnuję swoje życie siedząc w domu. Z drugiej strony czuję potworny lęk, że w pracy nie dałabym rady a moje kompetencje nic nie znaczą albo są za małe.
Nie mam problemów w kontakcie z ludźmi w sklepie, z lekarzem itp., aczkolwiek zawsze wolałam znajome towarzystwo niż obcych. Czuję, że dzisiejszy świat jest tylko dla przebojowych i komunikatywnych. I boję się, że nigdy nie znajdę w nim dla siebie miejsca.