28 Sty 2018, Nie 17:00, PID: 727924
Witam Wszystkich bardzo serdecznie.
Chciałabym się podzielic z Wami moją historią, z cudownym początkiem, bardzo trudnym rozwinięciem i jeszcze trudniejszym zakonczeniem.
Ja - kobieta raczej stała w uczuciach. Uparta, konsekwentna, uczciowa
On - po rozwodzie, kilku (krotkich) nieudanych zwiazkach, z dystansem, i jak sie pozniej okazalo - osobowscia unikajacą
Poznałam M. pól roku temu. Pamietam ten wrzesniowy wieczór. Siedziałam znudzona .... Bylam wówczas zarejestrowana na jednym z portali spolecznosciowych, kiedy napisal M. Przyznam szczerze, ze nie wywarl na mnie jakiegos szczegolnego wrazenia. Ani sposobem jakim sie wyrazal ani tym jak wygladal....
I tak pisał do mnie przez najbizsze kilka dni. W ogole nie brałam pod uwagę tego, ze w pozniejszym czasie M. wywroci moje zycie do gory nogami.
Po kilku dniach jakos tak spontanicznie postanowilismy sie spotkac. Wierzcie mi, ale w ogole nie traktowalam tego powaznie. Jechalam na to spotkanie bez większego zaangazowania i obiecywania sobie czego kolwiek.
Umowilismy się o 19.00 pod jedną z galerii. Wiem, nic romantycznego .... Ale tak wybralismy. W koncu zadne z Nas na nic chyba nie liczylo.
No i stało sie to czego nie przewidzielismy
Gdybym miala lat 15 i nie miala takiego doswiadczenia jakie mam teraz, powiedzialabym , ze sie zakochalam . M. podobal mi sie pod kazdym wzgledem. To jak ze mna rozmawial, to jak na mnie patrzyl... Do tej pory mam ciarki. Rozmawialismy moze z godzine. A juz wtedy czulam , ze moglabym przegadac z nim tak cala noc. Ani mi ani jemu buzia sie nie zamykala. I pamietam ten Nasz pierwszy pocalnek i mnie cala w skowronkach. Czulam sie wtedy jak taka zakochana po raz pierwszy nastolatka (a dzis mam juz 33 lata).
Wrocilam do domu. Nie moglam spac cala noc. M. duzo pisal. Ze sie nie spodziewal takiego obrotu sprawy, jaka to ja jestem piekna , urocza, cudowna......
I takim o to sposobem doszlo do kolejnego spotkania. Tego spotkania w przeciewienstwie do pierwszego wyczekiwalam
Tu bylo juz bardziej romantycznie. Spotkalismy się w przy fontannie, chodzilismy za ręke, przytulalismy się.... A ja czulam, ze chce M. jeszcze wiecej. Wszystko bylo takie piękne.... Duzo rozmawialismy.... czulam się przy nim wspaniale. Mielismy naprawde wiele wspolnego....
Wracjac do domu analizowalam wszystko. Nie moglam uwierzyc w to co sie dzieje w moim zyciu. Ze poznalam kogos z kim warto spedzac czas, komu warto naprawde sie poswiecic. Dawno sie tak nie czulam. Spotkalismy się po raz kolejny. I znow bylo oczywiscie idealnie.....
Oczywiscie M. dalej duzo pisał, dzwonil.... Przez najblizsze kilkanascie dni nie wyobrazalam sobie poranka bez jego slodkiego sms-a. Byl troskliwy, opiekunczy, czuly. Postanowilismy sie spotkac po raz kolejny, tym razem z dziecmi. M. ma 5 letnią corke. Ja 3 letnia. Chcialam zeby Nasze dzieci sie poznaly. I tu nagle zaczely sie schody...
Spotkanie mialo nastapic w niedziele. Ze wzgledu na to m, ze M. musial pojsc do pracy, do spotkania nie doszlo. Kolejne mialo nastapic za kilka dni. Tu okazalo sie ze jego corka jest chora i do spotkania nie dojdzie. Kolejna proba spotkania z dziecmi rowniez zakonczyla sie niepowodzeniem i tym (czego nigdy bym sie wowczas nie spodziewala), ze kontakt ktory byl miedzy Nami w pewnej chwili niespodziewanie sie urwal (byl wowczas pazdziernik - miesiac ktory calkowicie mnie tym przytloczyl)
Nie potrafilam zrozumiec co sie stalo. Dlaczego męzczyzna z ktorym moglabym przegadac nie jedna noc , nagle niespodziewanie znika. Zniika bez slowa, bez czego kolwiek.
M. przestal pisac, dzwonic, nie robil nic.
W pewnym momencie pomyslalam, ze musialo sie cos stac. Jak mezczyzna, z ktorym do tej pory wszystko mi sie ukladalo nagle znika z mojego zycia bez slowa...
Jestem osoba dosyc uparta. Nie odpuszczam. Walcze do konca. Chcialam zrozumiec, uslyszec prawde. Zaczelam dzwonic, pisac....Bez efektow.
Poczatkowo pomyslalam , ze M. musial miec jakis wypadek. Ze moze lezy w jakims szpitalu. Ale kiedy zauwazylam ze moja wiadomosc ktora mu napisalam miala status odczytanej, wersja ze szpitalem odpadla. Zrobilo mi sie wtedy bardzo przykro. Przyrko z powodu tego , ze jednak M. oodczytuje moje wiadomosci ale najzwyczajniej nie chce na nie odpisac. Pomyslalam wowczas poprostu ze musi kogos miec. Ze byc moze jest to ktos do kogo wrocil. Byc moze jest to jego byla partnerka, albo jego zona. Przychodzilo mi milion mysli. Glowilam sie w dzien, w nocy.
Tak do listopada - kiedy M. niespodziewanie wysyla mi zyczenia urodzinowe. Kolejne zyczenia pod koniec grudnia - swiateczne zyczenia. Tu zamierza juz sie nawet wytlumaczyc. M. napisal , ze poprostu uznal, ze tak bedzie lepiej. Ze widzac to jak jak ja sie w to wszystko angazuje wiedzial ze sam tyle nie potrafi mi dac. Uznal, ze zakonczenie realcji w tym wypadku bylo najlepszym rozwiazaniem.
Kilkanascie dni temu postanowilam nie dac za wygrana. Napisalam do M.
Udalo mi się z nim nawet spotkac. Oczywiscie , znow bylo cudownie. Rozmowa, czule gesty...Ale przede wszystkim chcialam wyjasnienia dlaczego tak postapil. Nie dawalo mi to spokoju w koncu przez kilka tygodni.
I wyjasnil....Powiedzial, ze ma problem. Ma starszny problem z relacjami. Ma bardzo duzy dystans do ludzi z ktorym sobie nie radzi. I co najwazniejsze, to to ze rozpaczal wlasnie terapie.
Probowalam to zrozmiec. Probowalam zrozmiec czlowieka z taka osobowscia jak On. Ale chyba nie potrafie.
Oczywiscie cala historia z nim znow sie powtorzyla. Tylko trwalo to teraz troche krocej.
Znow byly slodkie wiadomosci, M. nawet sie zarzekal, ze teraz bedzie intensywnie uczestniczyl w dialogu ze mna, i ze nie odejdzie bez slowa. Zapewnial, ze dzieki mnie czuje sie o wiele lepiej. Znow przez chwile poczulam , ze zaczyna Nam na sobie zalezec. Postanowilismy sie spotkac po raz kolejny. Kiedy M. znow zaczyna po kilku dniach milczec.....
Az tu dwa dni temu dostaje wiadomosc:
"......uwazam, ze powinnismy to zakonczyc.... Ja nie angazuje sie tak jak Ty, nie czuje tego tak jak Ty!"
W ogole nie potrafie tego zrozumiec...........
Chciałabym się podzielic z Wami moją historią, z cudownym początkiem, bardzo trudnym rozwinięciem i jeszcze trudniejszym zakonczeniem.
Ja - kobieta raczej stała w uczuciach. Uparta, konsekwentna, uczciowa
On - po rozwodzie, kilku (krotkich) nieudanych zwiazkach, z dystansem, i jak sie pozniej okazalo - osobowscia unikajacą
Poznałam M. pól roku temu. Pamietam ten wrzesniowy wieczór. Siedziałam znudzona .... Bylam wówczas zarejestrowana na jednym z portali spolecznosciowych, kiedy napisal M. Przyznam szczerze, ze nie wywarl na mnie jakiegos szczegolnego wrazenia. Ani sposobem jakim sie wyrazal ani tym jak wygladal....
I tak pisał do mnie przez najbizsze kilka dni. W ogole nie brałam pod uwagę tego, ze w pozniejszym czasie M. wywroci moje zycie do gory nogami.
Po kilku dniach jakos tak spontanicznie postanowilismy sie spotkac. Wierzcie mi, ale w ogole nie traktowalam tego powaznie. Jechalam na to spotkanie bez większego zaangazowania i obiecywania sobie czego kolwiek.
Umowilismy się o 19.00 pod jedną z galerii. Wiem, nic romantycznego .... Ale tak wybralismy. W koncu zadne z Nas na nic chyba nie liczylo.
No i stało sie to czego nie przewidzielismy
Gdybym miala lat 15 i nie miala takiego doswiadczenia jakie mam teraz, powiedzialabym , ze sie zakochalam . M. podobal mi sie pod kazdym wzgledem. To jak ze mna rozmawial, to jak na mnie patrzyl... Do tej pory mam ciarki. Rozmawialismy moze z godzine. A juz wtedy czulam , ze moglabym przegadac z nim tak cala noc. Ani mi ani jemu buzia sie nie zamykala. I pamietam ten Nasz pierwszy pocalnek i mnie cala w skowronkach. Czulam sie wtedy jak taka zakochana po raz pierwszy nastolatka (a dzis mam juz 33 lata).
Wrocilam do domu. Nie moglam spac cala noc. M. duzo pisal. Ze sie nie spodziewal takiego obrotu sprawy, jaka to ja jestem piekna , urocza, cudowna......
I takim o to sposobem doszlo do kolejnego spotkania. Tego spotkania w przeciewienstwie do pierwszego wyczekiwalam
Tu bylo juz bardziej romantycznie. Spotkalismy się w przy fontannie, chodzilismy za ręke, przytulalismy się.... A ja czulam, ze chce M. jeszcze wiecej. Wszystko bylo takie piękne.... Duzo rozmawialismy.... czulam się przy nim wspaniale. Mielismy naprawde wiele wspolnego....
Wracjac do domu analizowalam wszystko. Nie moglam uwierzyc w to co sie dzieje w moim zyciu. Ze poznalam kogos z kim warto spedzac czas, komu warto naprawde sie poswiecic. Dawno sie tak nie czulam. Spotkalismy się po raz kolejny. I znow bylo oczywiscie idealnie.....
Oczywiscie M. dalej duzo pisał, dzwonil.... Przez najblizsze kilkanascie dni nie wyobrazalam sobie poranka bez jego slodkiego sms-a. Byl troskliwy, opiekunczy, czuly. Postanowilismy sie spotkac po raz kolejny, tym razem z dziecmi. M. ma 5 letnią corke. Ja 3 letnia. Chcialam zeby Nasze dzieci sie poznaly. I tu nagle zaczely sie schody...
Spotkanie mialo nastapic w niedziele. Ze wzgledu na to m, ze M. musial pojsc do pracy, do spotkania nie doszlo. Kolejne mialo nastapic za kilka dni. Tu okazalo sie ze jego corka jest chora i do spotkania nie dojdzie. Kolejna proba spotkania z dziecmi rowniez zakonczyla sie niepowodzeniem i tym (czego nigdy bym sie wowczas nie spodziewala), ze kontakt ktory byl miedzy Nami w pewnej chwili niespodziewanie sie urwal (byl wowczas pazdziernik - miesiac ktory calkowicie mnie tym przytloczyl)
Nie potrafilam zrozumiec co sie stalo. Dlaczego męzczyzna z ktorym moglabym przegadac nie jedna noc , nagle niespodziewanie znika. Zniika bez slowa, bez czego kolwiek.
M. przestal pisac, dzwonic, nie robil nic.
W pewnym momencie pomyslalam, ze musialo sie cos stac. Jak mezczyzna, z ktorym do tej pory wszystko mi sie ukladalo nagle znika z mojego zycia bez slowa...
Jestem osoba dosyc uparta. Nie odpuszczam. Walcze do konca. Chcialam zrozumiec, uslyszec prawde. Zaczelam dzwonic, pisac....Bez efektow.
Poczatkowo pomyslalam , ze M. musial miec jakis wypadek. Ze moze lezy w jakims szpitalu. Ale kiedy zauwazylam ze moja wiadomosc ktora mu napisalam miala status odczytanej, wersja ze szpitalem odpadla. Zrobilo mi sie wtedy bardzo przykro. Przyrko z powodu tego , ze jednak M. oodczytuje moje wiadomosci ale najzwyczajniej nie chce na nie odpisac. Pomyslalam wowczas poprostu ze musi kogos miec. Ze byc moze jest to ktos do kogo wrocil. Byc moze jest to jego byla partnerka, albo jego zona. Przychodzilo mi milion mysli. Glowilam sie w dzien, w nocy.
Tak do listopada - kiedy M. niespodziewanie wysyla mi zyczenia urodzinowe. Kolejne zyczenia pod koniec grudnia - swiateczne zyczenia. Tu zamierza juz sie nawet wytlumaczyc. M. napisal , ze poprostu uznal, ze tak bedzie lepiej. Ze widzac to jak jak ja sie w to wszystko angazuje wiedzial ze sam tyle nie potrafi mi dac. Uznal, ze zakonczenie realcji w tym wypadku bylo najlepszym rozwiazaniem.
Kilkanascie dni temu postanowilam nie dac za wygrana. Napisalam do M.
Udalo mi się z nim nawet spotkac. Oczywiscie , znow bylo cudownie. Rozmowa, czule gesty...Ale przede wszystkim chcialam wyjasnienia dlaczego tak postapil. Nie dawalo mi to spokoju w koncu przez kilka tygodni.
I wyjasnil....Powiedzial, ze ma problem. Ma starszny problem z relacjami. Ma bardzo duzy dystans do ludzi z ktorym sobie nie radzi. I co najwazniejsze, to to ze rozpaczal wlasnie terapie.
Probowalam to zrozmiec. Probowalam zrozmiec czlowieka z taka osobowscia jak On. Ale chyba nie potrafie.
Oczywiscie cala historia z nim znow sie powtorzyla. Tylko trwalo to teraz troche krocej.
Znow byly slodkie wiadomosci, M. nawet sie zarzekal, ze teraz bedzie intensywnie uczestniczyl w dialogu ze mna, i ze nie odejdzie bez slowa. Zapewnial, ze dzieki mnie czuje sie o wiele lepiej. Znow przez chwile poczulam , ze zaczyna Nam na sobie zalezec. Postanowilismy sie spotkac po raz kolejny. Kiedy M. znow zaczyna po kilku dniach milczec.....
Az tu dwa dni temu dostaje wiadomosc:
"......uwazam, ze powinnismy to zakonczyc.... Ja nie angazuje sie tak jak Ty, nie czuje tego tak jak Ty!"
W ogole nie potrafie tego zrozumiec...........