25 Lip 2014, Pią 21:05, PID: 404822
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05 Sie 2014, Wto 17:38 przez MrPolish.)
Na początku cześć wszystkim. :-)
Przeczytałem kilkanaście wpisów z tego forum, czy pokrewnych for(?) (tak to się odmienia?), jak również wiele stronek w necie i w naprawdę wielu wpisach/stronkach przewija się problem braku znajomych.
Chciałbym zastanowić się nad tym problemem bardziej dogłębnie, w dalszej kolejności poznać przyczynę, a następnie podjąć działanie, aby wyeliminować ten problem. Chciałbym abyście pod moim wpisem (trochę długi wyszedł nie? ) podzielili się z nami swoją historią/ przemyśleniami/ problemem.
Chciałbym abyśmy w tym temacie stworzyli coś na wzór społeczności gdzie będziemy mogli podzielić się naszą historią, doradzać sobie, czyli jednym słowem wzajemnie sobie pomagać. I w konsekwencji poradzić sobie z tym problemem!
Zacznę od siebie.
Mam na imię Marcin. Mam 21 lat. Kilka słów o mnie. Jeszcze kilka lat temu borykałem się z problemem nieśmiałości. Na szczęście, mogę już całkowicie uczciwie powiedzieć, że w końcu wygrałem tą wielką batalię w moim życiu jaką była walka z tak zwaną "nieśmiałością". Nie była to łatwa walka, o nie! Ale patrząc na to gdzie byłem wtedy a gdzie jestem dzisiaj, nie żałuję, że podjąłem tą bardzo trudną i mozolną walkę. Mogę śmiało powiedzieć, że nawet nie marzyłem, o tym że będę kiedyś tak pewny siebie jak teraz. Po prostu funkcjonuje normalnie. Z nieśmiałości wyleczyłem się całkowicie. Ale jest pewien problem...
W wieku 13 lat przeprowadziłem się z rodzicami z mojego miasta do innego oddalonego ponad 600 km. Byłem całkiem nowy. Nikogo nie znałem. Trudno było mi zaczepić się gdzieś w towarzystwo.
Tam gdzie mieszkałem było kilka dziewczyn (większość z nich była młodsza o 2-3 lata, choć była też jedna starsza o rok) na podwórku. Powoli, zacząłem bawić się z nimi. W sumie to pierwszy krok zrobiła moja mama, wypychając mnie w samo centrum placu zabaw. Tak czy siak to jestem wdzięczny mojej mamie, bo gdyby nie ona to bym się rozkręcał jeszcze długo zanim odważyłbym się zagadać. (Największy problemem było dla mnie przełamanie pierwszych lodów, później już szło mi całkiem dobrze.) Graliśmy razem w siatkę z tymi babami i w jeszcze inne zabawy, wygłupialiśmy się. Podobało mi się to nie powiem, ale brakowało mi czegoś na pewno .Było to głównie w wakacje. Niemniej jednak kontakt z nimi po pewnym czasie osłabił się. Wtedy też zaczął się czas gimnazjum.
Chodziłem do szkoły. Tam poznałem kilku kolegów z klasy. Było nas gdzieś 5-tka czy 6-ustka, reszta to baby. OMG! Stanowczo z dużo bab w klasie Ale, ok wracając do naszego topic-a. Na początku mieliśmy małą spine, bo zaczęli się ze mnie naśmiewać i dogryzać i takie tam nie porozumienia. Wydawało mi się wtedy, że nie pasowałem do towarzystwa ( chociaż teraz wydaje mi się że na pewno mogliśmy jakoś złapać wspólny język ).
Po zajęciach nie spotykałem się z nikim. Po prostu nikt mnie nie odwiedzał. Przyjeżdżałem ze szkoły (miałem do niej gdzieś z 6 km) i siedziałem sam. Przez całe gimnazjum tylko, o ile dobrze pamiętam, tylko 1 raz kolega z klasy odwiedził mnie, tak to nie było u mnie nikogo. Po prostu nie utrzymywałem kontaktów z kumplami z klasy. Mówiliśmy sobie tylko cześć i tyle. Nic więcej. Jak widzicie bardzo marnie to wszystko wyglądało.
Później zaczęło się liceum. Tutaj już na szczęście opamiętałem się i wyszedłem ze swojego egoizmu i zacząłem kumplować się z kilkoma kolegami z klasy. (Niestety w klasie było nas znowu gdzieś 6-tka i reszta bab.) Niestety był tam jeden gościu co bardzo jechał po wszystkich i ogólnie bardzo nieprzyjemny typ, ale też niestety nie można było z tym za wiele zrobić z racji tego że było nas w klasie kilku dosłownie, więc musieliśmy se jakoś tam radzić.
Poza domem byłem kilka razy z nimi co było dużym przełomem dla mnie, bo wcześniej nie wychodziłem za bardzo z domu. Jednakże poza nimi ( a było nas czwórka w sumie), nie kolegowałem się za bardzo z nikim.
To jest moja historia tak w skrócie.
Obecnie studiuję. Tak jak napisałem już na wstępie nie mam żadnego problemu z nieśmiałością, ale właśnie ten brak znajomych sprawia mi problem. Nie to że mi jest tego wstyd, bo leci mi to, ale dlatego że po prostu najnormalniej w świecie chciałbym mieć kilku kumpli, z którymi mógłbym se iść na piwo, poobczajać fajne laski czy coś w teń deseń.
Po pierwsze: Co o tym myślicie? Co byście mi radzili zrobić, aby uporać się z tym problemem?
I po drugie: Czekam i gorąco zachęcam Was do podzielenia się z nami swoimi historiami jeśli i Wy macie podobny problem.
"Nie mam znajomych" to tytuł mojego topic-a. Dałem go w cudzysłów, bo bardzo często pojawiał się on na forach czy stronkach o tej tematyce.
Nie przedłużając: Siemka wszystkim jeszcze raz i czekam na wasze wpisy.:-)
Marcin[/b]
Przeczytałem kilkanaście wpisów z tego forum, czy pokrewnych for(?) (tak to się odmienia?), jak również wiele stronek w necie i w naprawdę wielu wpisach/stronkach przewija się problem braku znajomych.
Chciałbym zastanowić się nad tym problemem bardziej dogłębnie, w dalszej kolejności poznać przyczynę, a następnie podjąć działanie, aby wyeliminować ten problem. Chciałbym abyście pod moim wpisem (trochę długi wyszedł nie? ) podzielili się z nami swoją historią/ przemyśleniami/ problemem.
Chciałbym abyśmy w tym temacie stworzyli coś na wzór społeczności gdzie będziemy mogli podzielić się naszą historią, doradzać sobie, czyli jednym słowem wzajemnie sobie pomagać. I w konsekwencji poradzić sobie z tym problemem!
Zacznę od siebie.
Mam na imię Marcin. Mam 21 lat. Kilka słów o mnie. Jeszcze kilka lat temu borykałem się z problemem nieśmiałości. Na szczęście, mogę już całkowicie uczciwie powiedzieć, że w końcu wygrałem tą wielką batalię w moim życiu jaką była walka z tak zwaną "nieśmiałością". Nie była to łatwa walka, o nie! Ale patrząc na to gdzie byłem wtedy a gdzie jestem dzisiaj, nie żałuję, że podjąłem tą bardzo trudną i mozolną walkę. Mogę śmiało powiedzieć, że nawet nie marzyłem, o tym że będę kiedyś tak pewny siebie jak teraz. Po prostu funkcjonuje normalnie. Z nieśmiałości wyleczyłem się całkowicie. Ale jest pewien problem...
W wieku 13 lat przeprowadziłem się z rodzicami z mojego miasta do innego oddalonego ponad 600 km. Byłem całkiem nowy. Nikogo nie znałem. Trudno było mi zaczepić się gdzieś w towarzystwo.
Tam gdzie mieszkałem było kilka dziewczyn (większość z nich była młodsza o 2-3 lata, choć była też jedna starsza o rok) na podwórku. Powoli, zacząłem bawić się z nimi. W sumie to pierwszy krok zrobiła moja mama, wypychając mnie w samo centrum placu zabaw. Tak czy siak to jestem wdzięczny mojej mamie, bo gdyby nie ona to bym się rozkręcał jeszcze długo zanim odważyłbym się zagadać. (Największy problemem było dla mnie przełamanie pierwszych lodów, później już szło mi całkiem dobrze.) Graliśmy razem w siatkę z tymi babami i w jeszcze inne zabawy, wygłupialiśmy się. Podobało mi się to nie powiem, ale brakowało mi czegoś na pewno .Było to głównie w wakacje. Niemniej jednak kontakt z nimi po pewnym czasie osłabił się. Wtedy też zaczął się czas gimnazjum.
Chodziłem do szkoły. Tam poznałem kilku kolegów z klasy. Było nas gdzieś 5-tka czy 6-ustka, reszta to baby. OMG! Stanowczo z dużo bab w klasie Ale, ok wracając do naszego topic-a. Na początku mieliśmy małą spine, bo zaczęli się ze mnie naśmiewać i dogryzać i takie tam nie porozumienia. Wydawało mi się wtedy, że nie pasowałem do towarzystwa ( chociaż teraz wydaje mi się że na pewno mogliśmy jakoś złapać wspólny język ).
Po zajęciach nie spotykałem się z nikim. Po prostu nikt mnie nie odwiedzał. Przyjeżdżałem ze szkoły (miałem do niej gdzieś z 6 km) i siedziałem sam. Przez całe gimnazjum tylko, o ile dobrze pamiętam, tylko 1 raz kolega z klasy odwiedził mnie, tak to nie było u mnie nikogo. Po prostu nie utrzymywałem kontaktów z kumplami z klasy. Mówiliśmy sobie tylko cześć i tyle. Nic więcej. Jak widzicie bardzo marnie to wszystko wyglądało.
Później zaczęło się liceum. Tutaj już na szczęście opamiętałem się i wyszedłem ze swojego egoizmu i zacząłem kumplować się z kilkoma kolegami z klasy. (Niestety w klasie było nas znowu gdzieś 6-tka i reszta bab.) Niestety był tam jeden gościu co bardzo jechał po wszystkich i ogólnie bardzo nieprzyjemny typ, ale też niestety nie można było z tym za wiele zrobić z racji tego że było nas w klasie kilku dosłownie, więc musieliśmy se jakoś tam radzić.
Poza domem byłem kilka razy z nimi co było dużym przełomem dla mnie, bo wcześniej nie wychodziłem za bardzo z domu. Jednakże poza nimi ( a było nas czwórka w sumie), nie kolegowałem się za bardzo z nikim.
To jest moja historia tak w skrócie.
Obecnie studiuję. Tak jak napisałem już na wstępie nie mam żadnego problemu z nieśmiałością, ale właśnie ten brak znajomych sprawia mi problem. Nie to że mi jest tego wstyd, bo leci mi to, ale dlatego że po prostu najnormalniej w świecie chciałbym mieć kilku kumpli, z którymi mógłbym se iść na piwo, poobczajać fajne laski czy coś w teń deseń.
Po pierwsze: Co o tym myślicie? Co byście mi radzili zrobić, aby uporać się z tym problemem?
I po drugie: Czekam i gorąco zachęcam Was do podzielenia się z nami swoimi historiami jeśli i Wy macie podobny problem.
"Nie mam znajomych" to tytuł mojego topic-a. Dałem go w cudzysłów, bo bardzo często pojawiał się on na forach czy stronkach o tej tematyce.
Nie przedłużając: Siemka wszystkim jeszcze raz i czekam na wasze wpisy.:-)
Marcin[/b]