23 Lut 2021, Wto 12:47, PID: 838169
Witam. Znalazłem to forum przez przypadek. Postanowiłem podzielić się moją historią ponieważ tak na prawde nie wiem co mam zrobić i komplenie sobie nie radzę.
Mam 22 lata, jestem na 3 roku studiów informatycznych, które zdaje bez najmniejszego problemu co semestr odbierając stypendium. Wiele osób mówi mi jaki to jestem zdolny bla bla jak to będę miał przyszłość bla bla. Nie mniej ja widzę to zupełnie inaczej. A dlaczego? Dlatego , że życie to nie tylko pieniądze. Mi szczęście dawalo co innego. Był to związek z dziewczyną, z którą byłem 5 lat. Przeżyłem z nią takie cudowne momenty, wspominam to jakbym był wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wiele dla siebie zrobiliśmy i tak wiele przeżyliśmy. Gdybym miał wszystko opisywać to bym napisał książkę. To była tak bliska mi osoba, tak ważna dla mnie relacja. W zasadzie to była najbliższa mi osoba w całym życiu. Planowaliśmy nawet mieszkać na stałe razem itd... wszystko by się zapewne ułożyło gdyby nie dwa problemy, które powodowały, że bardzo dużo zaczęliśmy się kłócić i czuć coraz gorzej. W skrócie chodzi o to, że ona miała problem z samoakceptacją. Ale taki totalny. Co zaaowocowało jak nietrudno się domyślić ogromną zazdrością o mnie. Była zazdrosna w zasadzie o wszystko co jest zwiazane z obecnością jakiejkolwiek innej kobiety. Czy to koleżanka z roku na studiach czy to jedziemy komunikacją miejską i gdzieś wsiadła jakaś dziewczyna, musiałem gdzieś porozmawiać z jakąś kobietą, spojrzałem na jakąkolwiek kobiete z jakiegkolwiek powodu. W zasadzie to w pewnym momencie doszło do etapu, że ledwo mogliśmy wyjść z domu bez tego , że ona się na mnie obrazi z samego faktu, że przeszła obok nas jakaś kobieta. A w lato gdy kobiety często noszą bardziej skąpe stroje to już kompletnie. Zabraniała mi mieć koleżanek , rozmawiać z kobietami , robić wielu rzeczy np grać w jakąś grę. I teraz najgorsze , jak to u facetów bywa zdarzało mi się oglądać czasem pornografie, głownie z tego powodu, że był to związek na odległość i też dlatego , że byłem od tego trochę uzalężniony, to był sposob na radzenie sobie z trudnymi sytuacjami, których mi nie brakowało (chociażby problemy rodzinne jak chora psychicznie matka ). Gdy moja dziewczyna się o tym dowiedziała myslałem , że mnie rozszarpie. Powiedziała , że jeśli chcę móc z nią uprawiać seks pieścić się czy całować dalej itd to musze tego nie robić. Chociaż było mi bardzo ciężko to dla mnie wybór był oczywisty bo uwielbiałem aspekt seksualny naszej relacji i chciałem go uratować. Mimo iż przestałem nasza relacja zaczeła się psuć jeszcze bardziej a jej zazdrość wyeskalwoała ponad wszelkie wyobrażenie. Pojawił się też nowy problem. Ciągłe poczucie winy. Ciągle czułem się jak największy zbrodniaż a ona właśnie tak mnie traktowała. Gdy tylko musiałem porozmawiać z jakąś kobietą np. psychoterapęutka, nauczycielka , znajoma z klasy ogarniało mnie przerażenie i poczuie jaki to ja jestem zły bo podobają mi się kobiety. Przestałem móc robić wiele rzeczy, które dawały mi radość w życiu. Bałem się oglądać różne filmy grać w gry... no w sumie wszystko wiązało się z obawą, że przez przypadek natknę na jakąś kobiete na ktora sie spojrzę a ona bedzie sie zle czuc a ja poczuje sie jak najwiekszy zbrodniarz. I tak sobie zylismy ona mnie gnoiła za każdą sytuacje, a ja umierałem w męczarniach. Ciągle obsesyjnie myslalem i bałem się czy jej nie zdradziłem czy nei zrobiłem tego czy tamtego wszystko analizowałem nie mogłem w zasadzie funkcjonować, psychoterapeutka odeslal mnie do psychiatry ktory zdiagnozował zaburzenia obsesyjno kompulsywne , zaburzenia ze spektrum autyzmu oraz zalążki chorby afektywnej dwubiegunowej (po matce , ona na to choruje). Pewnego dnia, sytuacja się zmienila. Dziewczyna , znów wypytywała czy nie spojrzałem gdzieś na jakąś kobietę nie pomyślałem sobie obrażała się i zaczeła mnie szarpać. Wtedy nie wytrzymałem, po tych wszystkich miesiacach walczac z samym soba czujac sie jak zbrodniarz ktorym wcale nie jestem... Powiedziałem jej co o tym mysle. Powiedzałem , że to ona jest nienormalna, że ja ją kocham i tylko ją , że może mam duże potrzeby, że może zdarzyło mi się spojrzeć na kobiete ale ją tak kocham i dla niej poradziłęm sobie z uzależnieniem, przestałem robić w zasadzie cokolwiek bo ciągle boje się jak ją zranie, tylko leże w łóżku myśląć jakim jestem zbrodniarzem a on jeszcze się mnie teraz czepia. Coś w niej pękło. Popłakała się powiedziała, że wie, że jest nienormalna i zamkneła się w pokoju. To było tak niesamowice porąbane co się wydarzyło od tamtej pory... Od tamtej pory to ona zaczela mnie przepraszać , czuć się ze soba jak najwiekszy zbrodnairz dostała nerwicy lękowej i natrectw tak jak ja , gdzie musiałą mi się "spowiadać" z różnych "złych " rzeczy, które zrobiła. Mi też nie przeszło i dalej sie ze soba czułem źle i tak sobie tkwiliśmy próbujac sie nawzajem wyciagac z tego a zarazem czując tak okropnie. Ona zdecydowała się na leczenie lekami , gdy zaczela je brac czuła się tak beznadziejnie , nie mogla spac ani jesc ani kompletnie nic. Opiekowalem sie nia mimo tego jak sam sie czulem i potrzebowałem pomocy. Jej stan nieco sie poprawił i przestała również mnie tak winić o rzeczy ktore robilem. Nie traktowała mnie juz jako zbrodnairza, za wiele rzeczy mnie przepraszała, i co najwazniejsze też swieta nie była , bo zdarzyło się jej samej pisac z innymi facetami czy powiedziec komus jaki jest przystojny itd. No i jakos sie godzilismy mialo byc lepiej. Moglem znow normalniej życ , pograć w jakieś gry coś porobić, a miedzy nami też się lepiej układało , spędzaliśmy czas, moglismy uprawiać seks itd. Ale był jeden problem. Ja wciąż miałem te cholerne natrectwa i czułem się źle ze sobą wmawiając sobie różne rzeczy i musiałem jej o wszystkim tym pisać. Ciągły lęk , że mnie zostawi , że przez przypadek wrócę do pornografi czy ze coś zrobię, że ją zranie. Nie chciało mi to przejść. W końcu ona powiedziałą , że mam robić to co chce i mogę ogladac pornnografie a ona mnie nie zostawi. Nie wytrzymałem tego wszystkiego i wróciłem do tego. Tym sposobem dostałem swój dowód na to , że mnie nie zostawia i , że moge robić rózne rzeczy nierozmyslajac juz jaki to jestem złym potworem bo gdzies bedzie inna kobieta. No tylko , że... od tamtej pory się nie widzieliśmy. To już 7 miesiecy. Obiecywała mi co miesiąc spotkanie i , że relacja między nami nie przepadnie ale , że ona nie da rady być już razem bo za dużo się wydarzyło i że ona sie nie nadaje do związków., że mamy różne problemy ktore musimy rozwiazać i musimy leczyc sie na terapi i tak dalej. No i zgodziłem się mielismy spotykać się jako przyjaciele a jako, że nikogo innego nie mamy relacja miedzy nami miała zostać w podobnym stanie jakbyśmy byli razem. Czyli mowa tu np o całowaniu seksie przytulaniu . Niestety jak już napisałem od tamtej pory się nie widzielismy, ona ciągle się wycofywała mówią, że nie jest gotowa się spotkać , a ja ciągle marzyłem , że nam się poukłada i pragnałem już ją zobaczyć i z nią spędzić czas. W końcu napisała mi , że to chodzi o to , że ona nie jest do końca w stanie ze mna tak spędzać czas jeśli ja będę oglądał pornografie , że nie jest w stanie dźwignąć mojego problemu w tej materii , tego uzależnienia itd. Powiedziałem , żebyśmy sporbowali, ze ja już i tak praktycznie nie musze ogladac tej pornografi i że po prostu chciałem nie mieć tych natrectw i nie umiałem sobie poradzić więc nie mam problemy przestać pod warunkiem , że już nie bede mial natrectw i bede mógł ignorować pewne rzeczy, by nie musieć się czuć tak okropnie w zyciu i bede mogl normalnie żyć grać w jakies gry, spedzac czas z ludzmi, mimo ze sa tam jakies kobiety czy nie bede sie winil ze jako facet zdazy mi sie zerknac gdy przejdzie jakas kobieta czy bede mial jakas mysl o niej (dwie psychoterapeutki jak uslyszaly , że dziewczyna każe mi to leczyć powiedzialy mi i ze to normalne tylko nie musi nic wynikac z takich mysli i ze przeciez jej nie zdradzam tym samym). Zaznaczyłem, że po tym co przeszliśmy co ona mi dała i co ja zrobiłem dla niej nie będę w stanie sobie żyć bez niej. Gdy mnie zostawi pozostanie tylko ból nie do opisania w każdym miejscu w którym z nią byłem, przez każdą pamiątkę która nawet nie moge wyrzucić czy przez każde wspomnienie gdzie byłem z nią najszczęśliwszy w swoim życiu. Wiem , że nie pogodze się z tym. Wiem , że nigdy w życiu nic nie dało mi takiego szczęścia co nasza relacja chociaż zadała ona mi wiele bólu, to zbyt dużo ona dla mnie znaczy. Powiedziała , że potrzebuje czasu by podjąć ostateczną decyzje i że wszystko co napsiałem bierze pod uwagę i rozumie mnie, że mnie o nic już nie wini , że sama jest też winna i że musi przemyśleć to poskładać wszystko.
I teraz właśnie jestem na etapie czekania na jej decyzje, pozostawiony z różnymi rozterkami. Temat nie bez powodu zaczyna się "brak perspektyw, samotność, wielki ból...". Czuje, że jeśli mnie opuści po tym co mi obiecywała , że zaczniemy znów spotykać, po tym co dla niej zrobiłem , co ona dla mnie , co przeszliśmy. Nie będe w stanie życ normalnie jakkolwiek. Nie dość , że będzie to tak wielki ból to czuje , że zostane w nim kompletnie sam jak palec. Ponieważ nie mam ochoty na gadanie o picu alkoholu czy o pogodzie to znajomych za dużo nie znajde, mam ich też niewielu. Miałem 3 przyjaciół , z którymi również mam wiele dobrych przeżyć i mogłem się z nimi dzielić takimi problemami i sam im wiele pomogłem ale kontakty się gdzieś pourywały. Jeden po porstu wyjechał i sie już bardzo długo nie widzieliśmy i relacja się po prostu zepsuła. Dwóch w zasadzie podobnie tylko, że rozmawiamy już tak jako koledzy o szkole itd Tyle, że mi takie relacje z ludzmi nie daja, żadnej satysfakcji ani nic nie pomagają. Nawet nie wiecie jak boli mnie, że ludzie nie szanują takich wartości jak przyjaźń. Potrafią w jednej chwili przekreślić wszystko po prostu zapomnieć o chwilach wsolnie przeżytych i wymazać sobie wszystko. Kiedyś z jednym z moich przyjaciół spędzaliśmy całe wakacje tyle na prawde ciekawych unikalnych niezwykłych chwil. A dziś już nawet go nie obchodzi i nie kwapi się by się spotkać bo ma prace życie itd. Ludzie tracą najwieksze wartości w biegu za pieniedzmi , za materializmem. Tak mi się wydaje i wkurza mnie pocieszanie mnie jak to ja sobie radze w życiu, ile ja to rzeczy umiem i , że bede dużo zarabiał po studiach bla bla , no i co z tego jak mam myśli samobójcze i jestem tak cholernie nieszczęśliwy. Boje się , że ta dziewczyna zachowa się tak samo jak np ten mój przyjaciel. Powie, że było mineło i że sobie urywamy kontakt i super. Tylko nie wiem dla kogo bo dla mnie to już będzie wieczny ból , jestem na to za wrażliwy, nie potrafie jej zostawić i tych wspolnych przezyc. Być może ktoś z was jakoś zidentyfikuje się z czymś co napisałem lub będzie chciał się podzielić jakaś opinią. Prosiłbym jedynie o darowanie sobie rad bym znalazł sobie teraz inna czy, żebym zapił problemy, albo poszedł se na siłownie jak mnie nawet nie interesują tego typu ćwiczenia. Bo takie rady nie raz można usłyszeć, a ich nie potrzebuje. Czuję, że nie będę w stanie dokończyć studiów w takim stanie ani przeżyć jeśli ona podejmie taka decyzję po wszystkim co przeszliśmy. Nie wszystko da sie opisać bo jak mówie musiałbym ksiazke napisac ile my razem przezylismy, to jest 5 lat nie 5 dni...
Mam 22 lata, jestem na 3 roku studiów informatycznych, które zdaje bez najmniejszego problemu co semestr odbierając stypendium. Wiele osób mówi mi jaki to jestem zdolny bla bla jak to będę miał przyszłość bla bla. Nie mniej ja widzę to zupełnie inaczej. A dlaczego? Dlatego , że życie to nie tylko pieniądze. Mi szczęście dawalo co innego. Był to związek z dziewczyną, z którą byłem 5 lat. Przeżyłem z nią takie cudowne momenty, wspominam to jakbym był wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wiele dla siebie zrobiliśmy i tak wiele przeżyliśmy. Gdybym miał wszystko opisywać to bym napisał książkę. To była tak bliska mi osoba, tak ważna dla mnie relacja. W zasadzie to była najbliższa mi osoba w całym życiu. Planowaliśmy nawet mieszkać na stałe razem itd... wszystko by się zapewne ułożyło gdyby nie dwa problemy, które powodowały, że bardzo dużo zaczęliśmy się kłócić i czuć coraz gorzej. W skrócie chodzi o to, że ona miała problem z samoakceptacją. Ale taki totalny. Co zaaowocowało jak nietrudno się domyślić ogromną zazdrością o mnie. Była zazdrosna w zasadzie o wszystko co jest zwiazane z obecnością jakiejkolwiek innej kobiety. Czy to koleżanka z roku na studiach czy to jedziemy komunikacją miejską i gdzieś wsiadła jakaś dziewczyna, musiałem gdzieś porozmawiać z jakąś kobietą, spojrzałem na jakąkolwiek kobiete z jakiegkolwiek powodu. W zasadzie to w pewnym momencie doszło do etapu, że ledwo mogliśmy wyjść z domu bez tego , że ona się na mnie obrazi z samego faktu, że przeszła obok nas jakaś kobieta. A w lato gdy kobiety często noszą bardziej skąpe stroje to już kompletnie. Zabraniała mi mieć koleżanek , rozmawiać z kobietami , robić wielu rzeczy np grać w jakąś grę. I teraz najgorsze , jak to u facetów bywa zdarzało mi się oglądać czasem pornografie, głownie z tego powodu, że był to związek na odległość i też dlatego , że byłem od tego trochę uzalężniony, to był sposob na radzenie sobie z trudnymi sytuacjami, których mi nie brakowało (chociażby problemy rodzinne jak chora psychicznie matka ). Gdy moja dziewczyna się o tym dowiedziała myslałem , że mnie rozszarpie. Powiedziała , że jeśli chcę móc z nią uprawiać seks pieścić się czy całować dalej itd to musze tego nie robić. Chociaż było mi bardzo ciężko to dla mnie wybór był oczywisty bo uwielbiałem aspekt seksualny naszej relacji i chciałem go uratować. Mimo iż przestałem nasza relacja zaczeła się psuć jeszcze bardziej a jej zazdrość wyeskalwoała ponad wszelkie wyobrażenie. Pojawił się też nowy problem. Ciągłe poczucie winy. Ciągle czułem się jak największy zbrodniaż a ona właśnie tak mnie traktowała. Gdy tylko musiałem porozmawiać z jakąś kobietą np. psychoterapęutka, nauczycielka , znajoma z klasy ogarniało mnie przerażenie i poczuie jaki to ja jestem zły bo podobają mi się kobiety. Przestałem móc robić wiele rzeczy, które dawały mi radość w życiu. Bałem się oglądać różne filmy grać w gry... no w sumie wszystko wiązało się z obawą, że przez przypadek natknę na jakąś kobiete na ktora sie spojrzę a ona bedzie sie zle czuc a ja poczuje sie jak najwiekszy zbrodniarz. I tak sobie zylismy ona mnie gnoiła za każdą sytuacje, a ja umierałem w męczarniach. Ciągle obsesyjnie myslalem i bałem się czy jej nie zdradziłem czy nei zrobiłem tego czy tamtego wszystko analizowałem nie mogłem w zasadzie funkcjonować, psychoterapeutka odeslal mnie do psychiatry ktory zdiagnozował zaburzenia obsesyjno kompulsywne , zaburzenia ze spektrum autyzmu oraz zalążki chorby afektywnej dwubiegunowej (po matce , ona na to choruje). Pewnego dnia, sytuacja się zmienila. Dziewczyna , znów wypytywała czy nie spojrzałem gdzieś na jakąś kobietę nie pomyślałem sobie obrażała się i zaczeła mnie szarpać. Wtedy nie wytrzymałem, po tych wszystkich miesiacach walczac z samym soba czujac sie jak zbrodniarz ktorym wcale nie jestem... Powiedziałem jej co o tym mysle. Powiedzałem , że to ona jest nienormalna, że ja ją kocham i tylko ją , że może mam duże potrzeby, że może zdarzyło mi się spojrzeć na kobiete ale ją tak kocham i dla niej poradziłęm sobie z uzależnieniem, przestałem robić w zasadzie cokolwiek bo ciągle boje się jak ją zranie, tylko leże w łóżku myśląć jakim jestem zbrodniarzem a on jeszcze się mnie teraz czepia. Coś w niej pękło. Popłakała się powiedziała, że wie, że jest nienormalna i zamkneła się w pokoju. To było tak niesamowice porąbane co się wydarzyło od tamtej pory... Od tamtej pory to ona zaczela mnie przepraszać , czuć się ze soba jak najwiekszy zbrodnairz dostała nerwicy lękowej i natrectw tak jak ja , gdzie musiałą mi się "spowiadać" z różnych "złych " rzeczy, które zrobiła. Mi też nie przeszło i dalej sie ze soba czułem źle i tak sobie tkwiliśmy próbujac sie nawzajem wyciagac z tego a zarazem czując tak okropnie. Ona zdecydowała się na leczenie lekami , gdy zaczela je brac czuła się tak beznadziejnie , nie mogla spac ani jesc ani kompletnie nic. Opiekowalem sie nia mimo tego jak sam sie czulem i potrzebowałem pomocy. Jej stan nieco sie poprawił i przestała również mnie tak winić o rzeczy ktore robilem. Nie traktowała mnie juz jako zbrodnairza, za wiele rzeczy mnie przepraszała, i co najwazniejsze też swieta nie była , bo zdarzyło się jej samej pisac z innymi facetami czy powiedziec komus jaki jest przystojny itd. No i jakos sie godzilismy mialo byc lepiej. Moglem znow normalniej życ , pograć w jakieś gry coś porobić, a miedzy nami też się lepiej układało , spędzaliśmy czas, moglismy uprawiać seks itd. Ale był jeden problem. Ja wciąż miałem te cholerne natrectwa i czułem się źle ze sobą wmawiając sobie różne rzeczy i musiałem jej o wszystkim tym pisać. Ciągły lęk , że mnie zostawi , że przez przypadek wrócę do pornografi czy ze coś zrobię, że ją zranie. Nie chciało mi to przejść. W końcu ona powiedziałą , że mam robić to co chce i mogę ogladac pornnografie a ona mnie nie zostawi. Nie wytrzymałem tego wszystkiego i wróciłem do tego. Tym sposobem dostałem swój dowód na to , że mnie nie zostawia i , że moge robić rózne rzeczy nierozmyslajac juz jaki to jestem złym potworem bo gdzies bedzie inna kobieta. No tylko , że... od tamtej pory się nie widzieliśmy. To już 7 miesiecy. Obiecywała mi co miesiąc spotkanie i , że relacja między nami nie przepadnie ale , że ona nie da rady być już razem bo za dużo się wydarzyło i że ona sie nie nadaje do związków., że mamy różne problemy ktore musimy rozwiazać i musimy leczyc sie na terapi i tak dalej. No i zgodziłem się mielismy spotykać się jako przyjaciele a jako, że nikogo innego nie mamy relacja miedzy nami miała zostać w podobnym stanie jakbyśmy byli razem. Czyli mowa tu np o całowaniu seksie przytulaniu . Niestety jak już napisałem od tamtej pory się nie widzielismy, ona ciągle się wycofywała mówią, że nie jest gotowa się spotkać , a ja ciągle marzyłem , że nam się poukłada i pragnałem już ją zobaczyć i z nią spędzić czas. W końcu napisała mi , że to chodzi o to , że ona nie jest do końca w stanie ze mna tak spędzać czas jeśli ja będę oglądał pornografie , że nie jest w stanie dźwignąć mojego problemu w tej materii , tego uzależnienia itd. Powiedziałem , żebyśmy sporbowali, ze ja już i tak praktycznie nie musze ogladac tej pornografi i że po prostu chciałem nie mieć tych natrectw i nie umiałem sobie poradzić więc nie mam problemy przestać pod warunkiem , że już nie bede mial natrectw i bede mógł ignorować pewne rzeczy, by nie musieć się czuć tak okropnie w zyciu i bede mogl normalnie żyć grać w jakies gry, spedzac czas z ludzmi, mimo ze sa tam jakies kobiety czy nie bede sie winil ze jako facet zdazy mi sie zerknac gdy przejdzie jakas kobieta czy bede mial jakas mysl o niej (dwie psychoterapeutki jak uslyszaly , że dziewczyna każe mi to leczyć powiedzialy mi i ze to normalne tylko nie musi nic wynikac z takich mysli i ze przeciez jej nie zdradzam tym samym). Zaznaczyłem, że po tym co przeszliśmy co ona mi dała i co ja zrobiłem dla niej nie będę w stanie sobie żyć bez niej. Gdy mnie zostawi pozostanie tylko ból nie do opisania w każdym miejscu w którym z nią byłem, przez każdą pamiątkę która nawet nie moge wyrzucić czy przez każde wspomnienie gdzie byłem z nią najszczęśliwszy w swoim życiu. Wiem , że nie pogodze się z tym. Wiem , że nigdy w życiu nic nie dało mi takiego szczęścia co nasza relacja chociaż zadała ona mi wiele bólu, to zbyt dużo ona dla mnie znaczy. Powiedziała , że potrzebuje czasu by podjąć ostateczną decyzje i że wszystko co napsiałem bierze pod uwagę i rozumie mnie, że mnie o nic już nie wini , że sama jest też winna i że musi przemyśleć to poskładać wszystko.
I teraz właśnie jestem na etapie czekania na jej decyzje, pozostawiony z różnymi rozterkami. Temat nie bez powodu zaczyna się "brak perspektyw, samotność, wielki ból...". Czuje, że jeśli mnie opuści po tym co mi obiecywała , że zaczniemy znów spotykać, po tym co dla niej zrobiłem , co ona dla mnie , co przeszliśmy. Nie będe w stanie życ normalnie jakkolwiek. Nie dość , że będzie to tak wielki ból to czuje , że zostane w nim kompletnie sam jak palec. Ponieważ nie mam ochoty na gadanie o picu alkoholu czy o pogodzie to znajomych za dużo nie znajde, mam ich też niewielu. Miałem 3 przyjaciół , z którymi również mam wiele dobrych przeżyć i mogłem się z nimi dzielić takimi problemami i sam im wiele pomogłem ale kontakty się gdzieś pourywały. Jeden po porstu wyjechał i sie już bardzo długo nie widzieliśmy i relacja się po prostu zepsuła. Dwóch w zasadzie podobnie tylko, że rozmawiamy już tak jako koledzy o szkole itd Tyle, że mi takie relacje z ludzmi nie daja, żadnej satysfakcji ani nic nie pomagają. Nawet nie wiecie jak boli mnie, że ludzie nie szanują takich wartości jak przyjaźń. Potrafią w jednej chwili przekreślić wszystko po prostu zapomnieć o chwilach wsolnie przeżytych i wymazać sobie wszystko. Kiedyś z jednym z moich przyjaciół spędzaliśmy całe wakacje tyle na prawde ciekawych unikalnych niezwykłych chwil. A dziś już nawet go nie obchodzi i nie kwapi się by się spotkać bo ma prace życie itd. Ludzie tracą najwieksze wartości w biegu za pieniedzmi , za materializmem. Tak mi się wydaje i wkurza mnie pocieszanie mnie jak to ja sobie radze w życiu, ile ja to rzeczy umiem i , że bede dużo zarabiał po studiach bla bla , no i co z tego jak mam myśli samobójcze i jestem tak cholernie nieszczęśliwy. Boje się , że ta dziewczyna zachowa się tak samo jak np ten mój przyjaciel. Powie, że było mineło i że sobie urywamy kontakt i super. Tylko nie wiem dla kogo bo dla mnie to już będzie wieczny ból , jestem na to za wrażliwy, nie potrafie jej zostawić i tych wspolnych przezyc. Być może ktoś z was jakoś zidentyfikuje się z czymś co napisałem lub będzie chciał się podzielić jakaś opinią. Prosiłbym jedynie o darowanie sobie rad bym znalazł sobie teraz inna czy, żebym zapił problemy, albo poszedł se na siłownie jak mnie nawet nie interesują tego typu ćwiczenia. Bo takie rady nie raz można usłyszeć, a ich nie potrzebuje. Czuję, że nie będę w stanie dokończyć studiów w takim stanie ani przeżyć jeśli ona podejmie taka decyzję po wszystkim co przeszliśmy. Nie wszystko da sie opisać bo jak mówie musiałbym ksiazke napisac ile my razem przezylismy, to jest 5 lat nie 5 dni...