24 Mar 2015, Wto 23:42, PID: 439088
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07 Kwi 2015, Wto 7:24 przez achino.)
Tak, ponieważ cierpię na coś, co chyba nawet nie ma polskiej nazwy "sensitivity to rejection". Niekiedy uważa się, ze taka nadwrażliwość na odrzucenie w relacjach romantycznych czy społecznych jest jednym z objawów depresji atypowej. W Polsce lekarze nie zgłębiają tego problemu, nic o nim nie wiedza. Nie wiadomo, jak to leczyć. Jeślibym posiadałbym cechy osobowości dysocjalnej, to w momencie kiedy jakiś facet by mnie odrzucił, nie czułbym rozpaczy, tęsknoty, bólu itd. Po prostu by to spłynęło po mnie. Taki chciałbym być. Chciałbym, aby chroniła mnie jakaś tarcza. A mnie nic nie chroni, bardzo łatwo mnie zranić. I to jest chore, to jest objaw niesamowitej patologii, emocjonalnego kalectwa. Wiem, ze leki SSRI (te silniejsze) po pewnym czasie działają w taki sposób, ze człowiek obojętnieje. SSRI pomagają odkochać sie, stracić zainteresowanie mężem, zona itd. Jest to dobrze udowodnione działanie. Problem w tym, ze jeśli potem chciałbym poznać kogoś nowego, to nie będę miał szans, bo po SSRI człowiek staje się impotentem (anorgazmia, impotencja, anhedonia etc.) A kto zechce impotenta czy tez kogoś, kto w łóżku zamiast działać, zasypia?