21 Gru 2016, Śro 9:20, PID: 603403
A masz rodzeństwo Promyk?
21 Gru 2016, Śro 9:20, PID: 603403
A masz rodzeństwo Promyk?
25 Cze 2017, Nie 16:58, PID: 705537
(24 Sty 2011, Pon 15:21)Sosen napisał(a): Chciałem założyć taki temat, żeby przekonać się jakie jest Wasze podejście do tej kwestii. Być może znajdę wśród Was wsparcie dla mojej historii, może ja będę mógł wesprzeć was.
06 Lip 2017, Czw 22:17, PID: 706319
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06 Lip 2017, Czw 22:46 przez gemmaxx.)
Cześć. Ja pamiętam, że rodzice nie pomagali mi w przezwyciężaniu moich lęków. W sumie sądzę, że nikt tak na serio nie próbował mnie kiedykolwiek zrozumieć. Nie lubię o tym mówić, bo nikt sam z siebie ze mną o tym na spokojnie nie rozmawiał, tylko zawsze ze złością albo delikatną kpiną. Czasem jest ciężko, kiedy trzymasz to wszystko w sobie i masz wrażenie, że się dusisz. Nie powiem, ale mam do rodziców pewny żal. Może, gdyby sami próbowali podbudować moją samoocenę, teraz żyłoby mi się lepiej? Ale tego nigdy się nie dowiem. Czasem chciałabym przenieść się w czasie i "małą mnie" przytulić. Obecnie jest lepiej, ale nadal nie czuję się dobrze z samą sobą.
17 Lip 2017, Pon 17:47, PID: 707229
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17 Lip 2017, Pon 17:50 przez wolfganek.)
Przez pierwsze cztery lata podstawówki było perfect. Nie było żadnego bólu d*py "ą" i "ę". Fakt miałem dwóch dobrych kumpli z resztą utrzymywałem neutralne stosunki koleżeńskie. W piątej klasie zaczęło się psuć bo ktoś tam miał nierówno pod sufitem. Szósta klasa to był mega smutny czas, klasa zaczęła się buntować przeciwko mnie, stałem się antyspołeczny, walili mnie ludzie i ich poglądy na mój temat. Gimnazjum fajnie się rozpoczęło od wejścia do grupki osób. Zdarzały się tam jakieś wspólne gimbazjalne libacje. Potem doszło do zgrzytów pomiędzy nami o fałszywego z+ w szeregach i grupka się rozpadła. W tamtym okresie również kontynuowałem znajomość z tamtymi dwoma z podstawówki. Poznałem również nowego zioma. Trzecia klasa była tragiczna. Już nie wychodziłem prawie z domu. szanowni panowie przyjaciele mnie olali, rozprowadzając coraz to głupsze ploty na mój temat. Jeszcze do+ się przydupasy z innych klas. Tacy napinacze co przed kolegami udawali kumatych i tak pewnych siebie. Sami bali się nawet odezwać można było ich nieźle przycisnąć, komuś tam pstrykłem w ucho ale na tym skończyła się gimbaza. Z rozczarowaniem opuściłem mury gimnazjum. Nadeszło technikum i chwilowe lepsze czasy było czuć powiew świeżości. Nie pamiętam w życiu żebym włączał się w dyskusje i tak dużo rozmawiał jak w tamtej szkole. Żyć nie umierać, fajna ekipa, można było się pośmiać i nikt nie miał do nikogo żadnych papierów. Przyszły jednak problemy z nauką przez co opuściłem tą szkołę. W nowej szkole rozpocząłem druga klasę na straconej pozycji. W niej stare mordy i masa jadu, nienawiści i agresji w stosunku do mnie. Musiałem blokować konta agresorów na FB bo zaczęły się kradzieże zdjęć czy włamania na konto. Oprócz tego czasami też walczyłem na gołe pięści. Trafiłem do najgorszej klasy w szkole sprawującą problemy. W tej szkole jednak czegoś się nauczyłem i nauczyciele sporo mi pomogli zaliczyć klasę. W tej klasie uświadczyłem że stałem się introwertykiem, indywidualistą praktycznie skazanym na siebie. Nawet nie mając z kim pogadać w tej nowej budzie. We wrześniu trzecia klasa a w niej dalsze bójki, wyzwiska, pewnie afery i kto wie co jeszcze...
21 Sie 2017, Pon 12:57, PID: 709678
Ja z kolei miałam ojca tyrana. Stosował przemoc psychiczną, podczas gdy do swoich znajomych był jak aniołek. Nie tylko ja ucierpiałam, ale całe moje rodzeństwo i mama. W tym samym czasie byłam ofiarą przemocy w szkole - wyzwiska, przemoc fizyczna i psychiczna. Przemoc skończyła się, jak poszłam do LO. Ojciec dostał kopa w dupę i zachorował na depresję lękową. Jednak ja nie mogę się do tej pory otrząsnąć, choć jestem już zupełnie dorosła. Byłam przez te doświadczenia 4 razy w psychiatryku, miałam depresje, anoreksję, próbę samobójczą no i fobię społeczną. Do dzisiaj przyjmuję psychotropy, które nie zawsze mi pomagają. Do tego w dalszym ciągu nie mogę przebaczyć ojcu i go wciąż nienawidzę.
Jest mi ciężko i chyba będzie tak do końca życia. Nawet miałam egzorcyzmy, ale nic nie dały, bo to głębokie poranienia a nie opętanie.
21 Sie 2017, Pon 16:30, PID: 709698
Mam z dzieciństwa wspomnienia jak każdy, lecz ja skupiam się tylko na tych dobrych. A więc.. tak w skrócie.. kiedy byłam mała lubiłam bawić się z siostrami w lalki barbie, grałam z nimi w gry pegasus, telewizyjne.. ( Nie miałam koleżanek, więc spędzałam czas z siostrami ) Ale najbardziej dobrze wspominam gry planszowe, grałam w nie z mamą, siostrami i ojcem. Lubiłam te gry.. lubiłam gdy ojciec był z nami, ale był bardzo rzadko..bo pił alkohol, nadużywał. Z mamą lubiłam oglądać meksykańskie telenowele, jak ,,Dziedziczna nienawiść,, czy inne.
Tęsknię za tymi ,,dobrymi wspomnieniami,,
24 Paź 2017, Wto 15:45, PID: 714118
Ja bardzo dużo rozmyślam o swoim dzieciństwie. Nie pamiętam pierwszych 6 lat życia, wiem trochę od matki (jeśli mówi prawdę). Podobno przez pierwsze 4 lata życia bywała niebezpieczna atmosfera w domu, przemoc ojca i wujka, potem się uspokoiło. Podobno przez te pierwsze 6 lat nie byłem jakoś specjalnie lękliwym dzieckiem. I przez te 6 lat podobno często lądowałem w szpitalu z powodu nawracających anemii i odwodnień.
Coś mi się stało, gdy miałem 6 i pół roku, w jedną noc doszło do trwałej zmiany charakteru i regresji psychorozwoju oraz trwałego znacznego wzrostu lękliwości. Poprzedni ja przepadł w parę godzin. I widzę dwie możliwości, dlaczego tak się stało, pierwsza to mały udar (taki udar podobno nie musi powodować problemów fizycznej, ale np. może spowodować tymczasowe lub trwałe zmiany psychiczne). Druga to, że zaczęły na mój umysł oddziaływać jakieś "siły" nadprzyrodzone i stąd gwałtowna zmiana. Nie wierzę w egzorcyzmy, ale dopuszczam możliwość oddziaływania sił/istot nadprzyrodzonych na umysł człowieka (nadprzyrodzonych, czyli takich, których nauka nie może wyjaśnić, nic nie jest idealne i wiedza naukowa na pewno ma luki). Matka wychowywała mnie w mocno niewłaściwy sposób, w ogóle nie nauczyła mnie niczego, co potrzebne w życiu, np. akceptowała moje lęki przed kontaktem z ludźmi i moją niechęć do kontaktu z rówieśnikami, interweniowała w sprawie dokuczania, zamiast zmuszać mnie do walki z lękami i radzenia sobie samodzielnie z rówieśnikami, pozwoliła na to bym wyrósł na osobę nie umiejącą funkcjonować w społeczeństwie. Dziecko jest głupie, jak czegoś nie chce, czegoś się boi, to się je zmusza, a nie akceptuje. Ojciec brał niewielki udział w moim wychowaniu, miał w dup*e, na kogo wyrosnę. W szkole większość się ze mnie naśmiewała. Subiektywnie szkoła była dla mnie siedzeniem na "bombie", co któremuś rówieśnikowi za chwile odwali i czy się do mnie doczepi i czy zrobi mi krzywdę. Poza tym to ogólnie nie lubiłem rówieśników od początku, byłem dzieckiem z rygorystycznym poglądem w aspekcie zachowywania się i jak ktoś na przerwie np biegał, wygłupiał się, albo na lekcji np. szeptał coś do kogoś, to było to dla mnie karygodne zachowanie, które wzbudzało we mnie irytację i niechęć do rówieśników. Jestem wściekły na rodziców, na matkę, za sposób, w jaki mnie wychowała i na ojca za brak wychowania i ogólnie za to, jaki on jest.
20 Sie 2019, Wto 10:33, PID: 802888
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Sie 2019, Wto 10:42 przez Gollum.)
Dam radę wszystkim ale szczególnie tym którzy zaczynają swoje terapie. Nie szukajcie przyczyn później niż one powstały. Mój lęk zaczął się w
wieku przedszkolnym ale na wszystkich terapiach przerabialiśmy całe moje życie które na pewno mnie powykrzywiało dodatkowo ale nie tu powstał problem, tylko dużo wcześniej, no i teraz po latach do mnie dociera że czuję dokładnie to samo co czułem jako kilkulatek. Mój lęk to emocje dziecka, które utrwaliły się z jakiegoś powodu może dlatego że nikt się tym nigdy nie zajął. Nie jest to lęk przed oceną, to jest lęk przed obcym człowiekiem - nad tym żaden terapeuta nigdy nie pracował, a chociaż mam mocno 20+ to czuję że problem został tam. I moje odczucia są takie same jak lata temu, bardzo irracjonalne u osoby dorosłej ale faktem jest że często bojąc się czuję się jak dziecko. Niemniej czuję wreszcie jakąkolwiek ulgę bo rozumiem o co chodzi i czuję że wreszcie patrzę w miejsce gdzie faktycznie jest problem a nie zgaduję. I jeszcze dodam że nikt nas nie zna tak jak my siebie, więc tylko my znamy odpowiedź o co chodzi z nami a nie osoby z zewnątrz.
20 Sie 2019, Wto 15:28, PID: 802897
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Sie 2019, Wto 15:35 przez paranormal987.)
Mój lęk też jest dziecięcy, mam dziecięcą fobię społeczną, nie fobię społeczną osoby dorosłej. Inne moje fobie i w ogóle cała moja emocjonalność i reakcje psychiczne też działają jak u kilkuletniego dziecka. U mnie może wynikać to z zaburzeń neurorozwojowych, które mam od dzieciństwa, albo z uszkodzenia mózgu (mam stwierdzone lekkie naczyniopochodne uszkodzenie mózgu). Można powiedzieć, że zaburzenia neurorozwojowe lub zmiany w mózgu uniemożliwiły dorosnąć moim emocjom i moje problemy lękowe pozostały dziecięce.
20 Sie 2019, Wto 21:17, PID: 802953
Nie wszystkim dany był przywilej nieszczęśliwego dzieciństwa. Moje było więcej niż szczęśliwe: było królewskie. Nie widzę lepszego przymiotnika, który by oddał całą wspaniałość tego dzieciństwa, jego triumf nawet w chwilach trwogi. Trzeba było za to zapłacić, to nie mogło pozostać bezkarne.
20 Sie 2019, Wto 22:45, PID: 802973
Elementem wspólnym ekstremalnie szczęśliwego dzieciństwa i przemocowego dzieciństwa jest to, że jedno i drugie stanowi "truciznę" dla psychiki. Przy czym przemocowe dzieciństwo to trucizna bezpośrednia, a ekstremalnie szczęśliwe dzieciństwo to trucie poprzez toksycznie wysokie dawki witamin.
24 Sie 2019, Sob 21:39, PID: 803271
(20 Sie 2019, Wto 21:17)amlepi napisał(a): Nie wszystkim dany był przywilej nieszczęśliwego dzieciństwa. Moje było więcej niż szczęśliwe: było królewskie. Nie widzę lepszego przymiotnika, który by oddał całą wspaniałość tego dzieciństwa, jego triumf nawet w chwilach trwogi. Trzeba było za to zapłacić, to nie mogło pozostać bezkarne. Możesz to wyjaśnić?
25 Sie 2019, Nie 19:11, PID: 803365
Nie wiem co Cioran miał na myśli, pisząc te słowa, ale jeśli o mnie chodzi, myślę, że gdybym miała bardziej nieszczęśliwe dzieciństwo, gdybym była bardziej pozostawiona sama sobie, bez tej nieprzerwanej opieki, gdyby bardziej ciągnęło mnie to wyjścia z tego, zamiast pozostania w tym, to znacznie lepiej radziłabym sobie teraz, w dorosłości.
14 Gru 2019, Sob 4:54, PID: 811995
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14 Gru 2019, Sob 4:55 przez Udapeda.
Powód edycji: Błąd w słowie
)
No nie było za różowo. Nadal nie jest, nie potrafimy żyć tak jak inni ludzie. Moja mama jest nieporadna życiowo, ja się nie nadaję do życia społecznego, siostra się wyprowadziła i ma nas gdzieś, ojciec alkoholik... Obecnie mieszkam tylko z mamą. Gdy jeszcze mieszkaliśmy wszyscy razem w domu na wsi (nie tylko my, bo jeszcze kilku innych członków rodziny ze strony taty, ale oni zawsze byli dla nas jak obcy ludzie), to było bardzo niestabilnie, ciągłe kłótnie, negatywna atmosfera. Mama praktycznie ciągle siedziała w domu, nie miałam regularnego kontaktu z innymi dziećmi. Ojciec nie dawał mamie pieniędzy, bo wolał je głównie przepijać, a mama nie mogła iść do pracy, bo mieszkaliśmy w dziurze z której nie miałaby czym dojeżdżać, a poza tym musiała się zająć dwoma małymi dziećmi, których nie miała z kim zostawiać na dłuższą metę. Przez to klepaliśmy często biedę, nigdy nie było nas stać na to, na co było stać innych ludzi. Do dziś nie potrafimy żyć normalnie, wg dzisiejszych standardów (ja i mama). Mama ma niezbyt dobrze płatną pracę, mieszkamy w malutkim mieszkaniu w tragicznym stanie, tkwimy w miejscu i nie potrafimy ruszyć naprzód. Ja przez moją fobię nie mogę iść do pracy, przez strach także zwlekałam z pójściem do lekarza z moimi trudnościami w oddychaniu i teraz jest tak źle, że nie mogę nawet mówić, więc nie tylko fobia mnie powstrzymuje przed poszukaniem pracy. W szkole też miałam trudności, z nikim nie rozmawiałam i przez to się na mnie uwzięli, bardzo przez to cierpię do dziś i z trudem mi przychodzi nawet myślenie o tych wydarzeniach. Przez to wszystko od moich nastoletnich lat uciekam w moje wymyślone historie, tworzę sobie w głowie alternatywne życie, w którym moje życie jest udane. Tak dla zabawy. Jednak chyba ostatnio straciłam nad tym kontrolę, bo doszło do tego, że mam chyba urojenia. Wydaje mi się, że otrzymuję znaki, że osoby o których myślę bądź oglądam je w internecie, mogą poznać moje myśli na ich temat i wiedzieć, że je oglądam...
|
|