11 Sty 2012, Śro 15:38, PID: 288453
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12 Kwi 2012, Czw 20:59 przez bułkownik.)
...
11 Sty 2012, Śro 16:53, PID: 288478
Tzn. sugerujesz, żeby zacząć leczenie jeszcze w liceum, i pójść na tę nieszczęsną studniówkę, czy raczej po ukończeniu liceum, w czasie tych długich wakacji, bo się zgubiłem?
Tak poza tym, to mam podobne przemyślenia (jestem w klasie maturalnej), co do kwestii, że jak bezpośrednio po szkole się nie poprawi swojej sytuacji, to już nigdy się jej prawdopodobnie nie poprawi, bo taki przełom się już w życiu nie powtórzy (chyba że przejście na emeryturę, o ile ktoś dożyje i na nią zapracuje).
11 Sty 2012, Śro 16:59, PID: 288487
Dobry czas ze sporą ilością terapeutycznych wyzwań. Po ukończeniu szkoły diametralnie wzrasta ryzyko zgnuśnienia w domu.
11 Sty 2012, Śro 17:14, PID: 288497
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11 Sty 2012, Śro 18:01 przez Pan Foka.)
Mnie tylko rozleniwiło i jeszcze bardziej pogrzebało w błotku, bo obowiązków zero i w momencie stresu zawsze czeka bezpieczne łóżko albo inna opcja ucieczki. Powolne kroczki w tym czasie są dobre, o ile wcześniej zdążyło się nieco ogarnąć, poznać swe błędne mechanizmy, znaleźć sposoby & osoby, które nam pomogą w niedoli. A tak poważniej chory wrzucony wraz ze swym błotkiem w wieczny czas wolny tylko zagrzebie się w swym azylu.
11 Sty 2012, Śro 17:17, PID: 288498
bułkownik napisał(a):Chodziło mi właśnie o tę długą przerwę między liceum, a ewentualnymi studiami. Dobry moment, żeby stopniowo zacząć coś zmieniać bez rzucania się na głęboką wodę.O to to. Czyli po wyjaśnieniu dwuznaczności ogłaszam wszem i wobec, że się z Tobą zgadzam w 100% :-P
11 Sty 2012, Śro 17:50, PID: 288510
Ja właśnie wraz ze zbliżającym się końcem roku stwierdziłam, że wypadałoby się wreszcie ogarnąć. Za późno nie jest nigdy, ale po co sobie utrudniać życie dodatkową bezczynnością? Odwagi dodaje mi to, że jestem zadomowiona w swojej szkole i łatwiej jest mi pewne rzeczy zrobić. W obcym miejscu nie byłabym w stanie. Nie wiem czy to skuteczne, aby zaczynać od ludzi, z którymi czuję się w porządku, ale właśnie owe rzucanie na głęboką wodę wydaje mi się o wiele gorszym rozwiązaniem. Jestem prawie pewna, że nie pomogłoby mi to. Dlatego liczę, że przez ten rok wiele się u mnie poprawi. Psychiatra, psycholog, na początek leki. Zaczęłam też prowadzić dziennik, zawsze to jakieś ćwiczenie samozaparcia. Zgadzam się, że to najlepszy moment na taką decyzję. Choć najlepiej jest oczywiście zacząć jak tylko zauważy się u siebie taki problem.
No. A matura jest banalna, całkowite podstawy, więc nie ma czym się stresować. Jedynie ta ustna, no ale rzadko kto mówi płynnie przy takiej odpowiedzi, nawet bez takiego problemu. Studniówka znów raz w życiu, ciekawe wyzwanie, warto spróbować. Najwyżej się nie wybawi za wiele, ludzie z klasy przecież już nas znają dość dobrze i nie będzie to dla nich zaskoczeniem, że nie wywijamy na parkiecie
11 Sty 2012, Śro 17:50, PID: 288514
Zgadzam się z przedmówcami. To złudna nadzieja, że na studiach będzie inaczej, lepiej... Będzie tak samo. Wiem, bo mam za sobą kilka zaczętych i nie skończonych kierunków. Obecnie tyram na magazynie. Póki co bez zawodowych perspektyw na coś lepszego, bez przyjaciół i z pogłębiającą się fobią.
Według mnie nie istnieje idealny moment na terapię, ale im wcześniej, tym lepiej. |
|