22 Kwi 2012, Nie 13:27, PID: 299333
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Kwi 2012, Nie 13:35 przez Skrzaciak.)
Jest jeden problem z którym nie mogę sobie poradzić. Nie wiem czemu. Przełamałem już lęk do ludzi, radzę sobie w pracy, w życiu towarzyskim gorzej, ale w każdym bądź razie nie boję się wyjść do ludzi.
Mam jeszcze jeden problem - moja rodzina. Mam despotycznego ojca który zrujnował mi dzieciństwo. Co niedziele chodzi do kościółka a dla dzieci nie miał czasu, potrafił jedynie drzeć morde, bić, i mieć pretensje do matki że mnie źle wychowuje. Głupio przyznać, ale szczerze mówiąc to bałem się go w dzieciństwie. Nienawidziłem go. Przez niego byłem skrajnie wycofany, nieśmiały, bałem się do kolegi odezwać. W wieku 16 lat wpadałem powoli w depresje którą uwieńczyła próba samobójcza jakiś rok później.Ten debil skakał koło mnie, codziennie przez miesiąc czasu przyjeżdżał 70 km do szpitala odwiedzić mnie i wyjątkowo nie szkoda mu nie było pieniędzy na droge. I myślał że mnie kupi tym że sobie o mnie przypomniał po 17 latach, i tym że mi będzie robił jakieś drogie prezenty.
Potem gdy moje życie już się uregulowało, gdy wszystko było tak jakby w porządku to sobie pomyślałem że może on nie chciał być zły, tylko po prostu miał pewne chore schematy w swojej głowie, taki jakiś prostak, z którym nie da sie rozmawiać, spędzić czasu itd itd. No i może tak jest. Tak to postrzegam sobie że on po prostu nie potrafi być inny, usprawiedliwiam go za wszystko.
No a problem polega na tym że mimo że już jestem starym prykiem 23 lata to tak jakby czuję się wobec niego jak poddany. Próbuje mi się wtrącać w życie, w jakieś pierdoły, po prostu pogada sobie chwile i skończy, pozwalam mu sie wygadać żeby mu nie było przykro
Tylko że dzisiaj całkowicie sie rozsypałem przez niego z powodu małej pierdółki. Chciałem sobie po prostu odkurzyć samochód i umyc, bo syf mam w nim niebagatelny a w tygodniu nie mam czasu, wczoraj byłęm zajęty bo pomagałem ojcu kuchnie remontować, dzisiaj mam całą niedziele :-) Stary zaczął się wydzierać "Dzisiaj nie będziesz mi mył samochodu!!! dzisiaj nie będziesz mi mył samochodu, dzisiaj jest niedziela i sie nie pracuje!!!". Poczułem się wtedy jak w przeszłości, 12letni zagubiony, zdominowany, bezbronny, z poczuciem niższości chłopiec. Pozwoliłem mu podnieść głos i poddałem mu się. Zamiast mu powiedzieć żeby się nie darł bo sobie tego nie życzę to nic się nie odezwałem i poszedłem rozstrzęsiony do swojego pokoju. Nie wiem czemu tak zareagowałem dziwnie. Wróciły mi wszystkie wspomnienia z "dzieciństwa". Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Nie wiem jak się oddzielić od problemu, stawiać czoło to chyba szkoda czasu. Chyba wyprowadzka jest dobra, życie na własny rachunek, skutecznie to oddzieli od problemu. A może jeszcze na jakąs terapia bo to nie jest normalne żebym się tak w+ł przez drobną pierdółkę, no i poczuł jak sie poczuł. Teraz gdy już się uspokoiłem po relanium to też go tłumaczę że ma taki jakiś chory schemat że po prostu on sobie żyje wg jakichś tam zasad i nie umie zrozumieć że nie każdy jest taki jak on. Ale mnie to po prostu nie interesuje, chce mieć spokój. Nie wiem od czego zacząć, zmienić otoczenie, może to wystarczy
Mam jeszcze jeden problem - moja rodzina. Mam despotycznego ojca który zrujnował mi dzieciństwo. Co niedziele chodzi do kościółka a dla dzieci nie miał czasu, potrafił jedynie drzeć morde, bić, i mieć pretensje do matki że mnie źle wychowuje. Głupio przyznać, ale szczerze mówiąc to bałem się go w dzieciństwie. Nienawidziłem go. Przez niego byłem skrajnie wycofany, nieśmiały, bałem się do kolegi odezwać. W wieku 16 lat wpadałem powoli w depresje którą uwieńczyła próba samobójcza jakiś rok później.Ten debil skakał koło mnie, codziennie przez miesiąc czasu przyjeżdżał 70 km do szpitala odwiedzić mnie i wyjątkowo nie szkoda mu nie było pieniędzy na droge. I myślał że mnie kupi tym że sobie o mnie przypomniał po 17 latach, i tym że mi będzie robił jakieś drogie prezenty.
Potem gdy moje życie już się uregulowało, gdy wszystko było tak jakby w porządku to sobie pomyślałem że może on nie chciał być zły, tylko po prostu miał pewne chore schematy w swojej głowie, taki jakiś prostak, z którym nie da sie rozmawiać, spędzić czasu itd itd. No i może tak jest. Tak to postrzegam sobie że on po prostu nie potrafi być inny, usprawiedliwiam go za wszystko.
No a problem polega na tym że mimo że już jestem starym prykiem 23 lata to tak jakby czuję się wobec niego jak poddany. Próbuje mi się wtrącać w życie, w jakieś pierdoły, po prostu pogada sobie chwile i skończy, pozwalam mu sie wygadać żeby mu nie było przykro
Tylko że dzisiaj całkowicie sie rozsypałem przez niego z powodu małej pierdółki. Chciałem sobie po prostu odkurzyć samochód i umyc, bo syf mam w nim niebagatelny a w tygodniu nie mam czasu, wczoraj byłęm zajęty bo pomagałem ojcu kuchnie remontować, dzisiaj mam całą niedziele :-) Stary zaczął się wydzierać "Dzisiaj nie będziesz mi mył samochodu!!! dzisiaj nie będziesz mi mył samochodu, dzisiaj jest niedziela i sie nie pracuje!!!". Poczułem się wtedy jak w przeszłości, 12letni zagubiony, zdominowany, bezbronny, z poczuciem niższości chłopiec. Pozwoliłem mu podnieść głos i poddałem mu się. Zamiast mu powiedzieć żeby się nie darł bo sobie tego nie życzę to nic się nie odezwałem i poszedłem rozstrzęsiony do swojego pokoju. Nie wiem czemu tak zareagowałem dziwnie. Wróciły mi wszystkie wspomnienia z "dzieciństwa". Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Nie wiem jak się oddzielić od problemu, stawiać czoło to chyba szkoda czasu. Chyba wyprowadzka jest dobra, życie na własny rachunek, skutecznie to oddzieli od problemu. A może jeszcze na jakąs terapia bo to nie jest normalne żebym się tak w+ł przez drobną pierdółkę, no i poczuł jak sie poczuł. Teraz gdy już się uspokoiłem po relanium to też go tłumaczę że ma taki jakiś chory schemat że po prostu on sobie żyje wg jakichś tam zasad i nie umie zrozumieć że nie każdy jest taki jak on. Ale mnie to po prostu nie interesuje, chce mieć spokój. Nie wiem od czego zacząć, zmienić otoczenie, może to wystarczy