02 Lip 2008, Śro 20:42, PID: 37312
Piszę te bzdury, bo nie mam komu powiedzieć......
Boję się ludzi. Krótkie słówko, a tyle się pod nim kryje.
1. Przez to innym zdaje się, że jestem nieuprzejma albo wyniosła. Resultat: małe szanse na nawiązanie bliskich kontaktów.
2. Przez to rzeczywiście staję się nieuprzejma czy chamska. Było kilka osób którym się przyznałam, że mam fobie i depresję, ale nikt nie potrafi zrozumieć że czasem gdy jest mi gorzej boje sie każdego (nawet bliskich osób). Wtedy inni mój lęk odbierają jako nieuprzejmość, lecz gdy tłumaczę im że to przez depresję lub fobie - uważają że wymyślam, że to fanaberie... Po kilku razach usłyszenia tego rzeczywiście jestem niemiła, bo kolejny raz odsłanianie prawdy, która znów zostanie wyśmiana za bardzo boli. Resultat: zerwane bliskie relacje.
Tak oto nie mam z nikim pogadać - oprócz psychiatry i psychologa (którym w zasadzie płacą, żeby mnie słuchali). Czuję się samotnie, już zapomniałam o czym można rozmawiać z ludźmi. Psycholog i lekarz na urlopie, a ja czuję że spadam znów w czarną dziurę. Czy Wy macie przyjaciół?? Znajomych z ktorymi możnaby gdzieś wypaść??
Brak mi tego, a z drugiej strony myśl że miałabym spędzić wieczór w pubie w gronie ludzi mnie przeraża. Dlaczego człowiek jest taki żałosny...?
Jedyna pociecha to psychotropy, którymi mogę sie otumanić i wytrzymać dzień by móc znów koleny przemęczyć.
Jestem ciekawa jak u Was z lękiem przed ludźmi i relacjami z nimi. Może tylko ja coś mam w sobie nie tak że tracę wszystkich przez F32 i fobie......
Boję się ludzi. Krótkie słówko, a tyle się pod nim kryje.
1. Przez to innym zdaje się, że jestem nieuprzejma albo wyniosła. Resultat: małe szanse na nawiązanie bliskich kontaktów.
2. Przez to rzeczywiście staję się nieuprzejma czy chamska. Było kilka osób którym się przyznałam, że mam fobie i depresję, ale nikt nie potrafi zrozumieć że czasem gdy jest mi gorzej boje sie każdego (nawet bliskich osób). Wtedy inni mój lęk odbierają jako nieuprzejmość, lecz gdy tłumaczę im że to przez depresję lub fobie - uważają że wymyślam, że to fanaberie... Po kilku razach usłyszenia tego rzeczywiście jestem niemiła, bo kolejny raz odsłanianie prawdy, która znów zostanie wyśmiana za bardzo boli. Resultat: zerwane bliskie relacje.
Tak oto nie mam z nikim pogadać - oprócz psychiatry i psychologa (którym w zasadzie płacą, żeby mnie słuchali). Czuję się samotnie, już zapomniałam o czym można rozmawiać z ludźmi. Psycholog i lekarz na urlopie, a ja czuję że spadam znów w czarną dziurę. Czy Wy macie przyjaciół?? Znajomych z ktorymi możnaby gdzieś wypaść??
Brak mi tego, a z drugiej strony myśl że miałabym spędzić wieczór w pubie w gronie ludzi mnie przeraża. Dlaczego człowiek jest taki żałosny...?
Jedyna pociecha to psychotropy, którymi mogę sie otumanić i wytrzymać dzień by móc znów koleny przemęczyć.
Jestem ciekawa jak u Was z lękiem przed ludźmi i relacjami z nimi. Może tylko ja coś mam w sobie nie tak że tracę wszystkich przez F32 i fobie......