Jeszcze dziś powiedziałem mojemu kuzynowi i mojej Mamie. Niewiem czy dobrze zrobiłem , ale Mama zaczynala juz cos podejrzewać. Na dłuższą metę jest to nie do ukrycia! NIESTETY.
Wiesz mama stwierdziła ze to przez to że za granica długo byłem i bez rodziny. Nie bardzo chyba nawet wie o co chodzi Kuzyn natomiast sam kiedyś myślał żeby iść do psychologa tylko z nieco innym problemem i raczej był zaskoczony że odważyłem się ja tam pójść. Może Jego to tez zmobilizuje
Ja powiedzialam mojemu chlopakowi, teraz mezowi zreszta, ale dla swietego spokoju, bo mialam dosc narzekan, ze nie chce sama isc do urzedow, sklepow, na kursy, ze boje sie nowych ludzi itp. Czy zrozumial nie wiem, ale przyjal do wiadomosci. Tylko, ze w pierwszym odruchu probowal pomoc, a ta pomoc polegala na zostawianiu mnie samej z nienacka w stresujacych sytuacjach, np w gronie osob ktorych nie znam, bo wiadomo, ze z nim czulam sie pewniej, na zasadzie: ucz sie, probuj a bedzie lepiej. A mi taki skok na gleboka wode nie pomaga. Ale przeszlo mu.
fobia to pewien nieurodzaj , to znak ,że jestem wybrany
w zwróceniu się ku osobistemu rozwojowi...
tego czego inni nie rozumieją a co pokłada we mnie nadzieje
nadzieje nie do końca jasną
to jak orka po ugorze
i ta swoista niejasność jest jasnością
rozświetla konflikt wartości i napawa optymizmem
O swoich lękach i fobiach mówiłam i mówię za wyjątkiem Mamy: Przyjaciółce (nota bene moja Mama także jest moją Przyjaciółką), znajomym. Nie wiem czy to kwestia dojrzewania czy przyjmowanych leków czy też jedno i drugie, ale z osoby, która drżała na myśl, że gdzieś jej zdjęcie się w necie znajdzie po jakimś tam zlocie wiele lat temu (zlot, nota bene, w ogóle nie osób cierpiących na jakiekolwiek zaburzenia! Zupełnie inna bajka) albo ktoś się dowie, jak ma na nazwisko zmieniłam się w taką, która potrafi powiedzieć komuś: wiesz, mam agorkę albo wiesz, cierpię na fobie i nerwice albo słuchaj, jestem homo - jednak oczywiście wcześniej muszę znać tę osobę!
Nie mam w zwyczaju ganiać po ulicach i wykrzykiwać o moim prywatnym życiu! Wręcz przeciwnie. Dociekliwość osób mnie potrafi zmierzić przeokrutnie. To ja decyduję, kiedy coś komuś powiem. Jeśli widzę, że nie mogę mieć do kogoś zaufania lub/i jest nie wart moich słów to omijam szerokim łukiem. A niestety mamy chamów i idiotów wokół siebie.
I być może to nie krycie się, nie robienie z siebie jakiegoś mutanta tylko takie po prostu rozmawianie sprawia, że ludzie choćby w części zaczynają widzieć, że na pozór dobrze radzące sobie obok jednostki mają silne zaburzenia (nie mówię o homo, tu akurat chodzi o podejście do kwestii homoseksualizmu w naszym kraju i nadal traktowanie gejów i lesbijek jak chorych i trędowatych). Chodzi po prostu o taką rozmowę żeby ta druga strona zrozumiała, że ludzi z pewnymi fobicznymi, nerwicowymi zaburzeniami albo homoseksualistów jest wielu wśród nas, ale nie widać tego często po nich i nie noszą takich plakietek na koszulach czy płaszczach.
Jednym słowem: osoby, których jest mniej ukrywają się. Kryją się po szafach i kanałach jakby gorsi byli a już pójście do psychiatry.... uuuu, patrzcie, świr! - Ja takimi luźnymi gadkami a nie Robieniem Wielkiego Problemu staram się otworzyć oczy, starać się dać do zrozumienia, że jest nas wielu, że jesteśmy tacy, jak inni tylko mamy dziwnie w głowach i że nie gryziemy.
tomi76 napisał(a):Na dłuższą metę jest to nie do ukrycia! NIESTETY.
Nie wiem czemu (a może wiem doskonale, czemu) przypomniały mi się nagle dwa momenty w moim życiu. Nagle, z hukiem spadły mi na psychikę i...
Pierwszy to zajęcia na reklamie. Moja koleżanka trzymała coś w dłoniach. Swoją drogą jakieś 9 lat temu ale to nieistotne (ja już wtedy miałam ostro nie halo). Moja druga koleżanka spojrzała na nią, na jej ręce i mówi głośno i wyraźnie: Ale ci się ręce trzęsą. Jedną i drugą traktowałam jako kumpelki ale w tamtym momencie poczułam, jakby mi ktoś wbił coś stalowego i zimnego w.. w.. sama nie wiem. Stwierdziłam, że to jest jedno z najokropniejszych zachowań ludzi o których nie mają pojęcia!: wywalać przed innymi ich bolączki, niedoskonałości, problemy ot tak. Bo I. nigdy nie była osobą (ta, która to powiedziała) chcącą dla innych źle, wręcz przeciwnie. Pomocna, serdeczna nawet. Ale i, ech, bezpośrednia. Ta cecha mi się podoba ale są momenty kiedy trzeba się powstrzymać.. IMO.
Druga scena: poszłam na rozmowę w sprawie pracy, mieliśmy śmieszne ankiety do wypełnienia, już wiedziałam że to kolejna z cyklu akwizytorstwa mniej lub bardziej uwłaczającego godności. Ale jak już tam przyszłam no to wypełniłam i czekam. Widziałam, jak dziewczyna wypełnia swoją... ręka jej latała tak, jakby drinka shakerem robiła. Było mi bardzo żal, czułam pełną empatię, starałam się już później nie patrzeć. Zresztą jakiś czas później, długo później, sama nie mogłam utrzymać, dosłownie, długopisu w ręce a on latał po kartce niemal od góry w dół, tak byłam spięta (multum ludzi....).
O mojej fobii wiedzą teraz cztery osoby, powinny dwie. Dziewczyna której o fobii powiedziałem starała się pomóc i zrozumieć, niestety już od dawna traktuje mnie jak wariata. Inna dziewczyna myślałem że będe mieć z nią lepszy kontakt, a miałem straszny humor więc jej o tym powiedziałem, przyjęła to jakoś nie wiem jak, ale w sumie rzadko gadamy i chyba o tym w ogóle zapomniała bo jak tam coś popiszemy czy zamienimy dwa słowa to jest normalna. Następna rozumie mnie dobrze, nie żałuje że jej powiedziałem. Kumpel natomiast stwierdził, że to żadna różnia, że jestem wartościowym człowiekiem, a każdy ma jakieś tam swoje przyzwyczajenia i każdy jest inny.
ja mam 19 lat mam mocnom fobie ale udaje ze jestem cwaniaczkiem jak powiedziec rodzicom czy oni to pojmom a moze ukrywac fobie wydaje mi sie ze mam od 4 lat i jestem juz bardzo zmeczony
Hej, też mam 19 lat na karku i też mam silną fobię i już od tygodnia się zbieram żeby powiedzieć o tym matce (wydrukowałem sobie nawet opisy z wikipedii i ułożyłem w głowie moją "przemowę") ale za cholerę nie mogę się przełamać. Chyba musiałbym z pól litra obalić żeby cokolwiek wyksztusić Ale może jakoś się uda. Mam nadzieje że mama mnie zrozumie bo sama kiedyś przechodziła depresję, i ma nerwice (praca w przedszkolu robi swoje ). Liczę też na to że zaprowadzi mnie jakiegoś dobrego, zaufanego psychiatry/psychologa i sfinansuje leczenie. Mam nadzieję że dzięki temu do października chociaż trochę mi się poprawi i będę mógł zacząć nowe studia/życie.
Nie no, waszych bliskich bać się nie możecie. Jak chcecie powiedzieć, to po prostu idźcie i na luzie... że podejrzewacie u siebie taką małą przypadłość... itd. Na koniec możecie dodać, że to właściwie nie taka mała sprawa, że powinno się iść do lekarza.
Witam
ja jeszcze nie wiem czy powiedzieć bo dopiero wracam z wizyty u psychologa i sie dowiedziałam ,ze to mnie dotyczy.Wcześniej myślałam ,że to taka nieśmiałość ale czułam ,że coś jest nie tak .Myślę,że zaufanym osobom mogę powiedzieć .Może oni mi jakoś pomogą z tym walczyć .
mam pytanie czy mówicie o swoim problemie tak otwarcie tylko na forum, albo u psychiatry. Czy jesteście w stanie zwierzyć się bliskiej osobie w rzeczywistości, czy wierzycie że ktoś was zrozumie. ja powiedziałam i sie nie zawiodłam...ale to była naprawdę bliska osoba. mówienie o depresji nie jest już dzisiaj wstydliwe, ale o tym że jest ona wynikiem fobii społecznej, niskiej samooceny, i ma fizyczne objawy jest dla mnie już dużo trudniejsze. zresztą osoby które nie mają tego lęku raczej Cie nie zrozumieją, coś mogą tylko doradzić. poza tym to trudne bo wtedy już przed nimi tego nie ukryjesz( a głównym powodem tej fobii jest przecież wstyd)
Ja nikomu nie powiedziałam o mojej fobii. Na razie. Niedawno dowiedziałam się, że to mnie dotyczy. Muszę trochę ochłonąć, przygotować się, bo póki co boję się komukolwiek o tym powiedzieć. Sama nie wiem czego się boje, wiem że powinnam powiedzieć rodzicom, mogę im zaufać, ale zawsze trudno mi się z nimi rozmawiało o poważnych sprawach. Szczególnie mama na pewno by mnie zrozumiała, choć może trochę zbagatelizowałaby problem. Chcę powiedzieć o tym mojej przyjaciółce, całkowicie jej ufam i ona mi chyba też, jesteśmy sobie bardzo bliskie. Ona też ma problemy, aczkolwiek nie takiej natury jak ja, jeździ do psychologa. Najchętniej powiedziałabym jej smsem (zwykle porozumiewamy się w ten sposób, bo spotykamy się tylko raz w tygodniu), lecz to chyba nie jest dobry pomysł. A raczej na pewno. Postanowiłam że powiem jej jutro, twarzą w twarz. Na pewno będę się denerwować (już się denerwuję), choć bez powodu, bo jak już pisałam, jest całkowicie godna zaufania i wiem, że mnie zrozumie. Ale już postanowiłam, i jutro jej powiem . A może niedługo zbiorę się na odwagę i powiem mamie...
Ja jak na razie nikomu. Wspominałam Bratu, że zrobiłam sobie test i mi wyszło, że "jestem psychiczna", ale się tym nie zainteresował Jak był niedawno pijany, zauważył tylko, że dziwi go to, że nigdy z nim w żadnym barze nie piłam, i że ilektroś jest koncert ja godzinę przed nim nie chcę iść i że jest mi niedobrze.
Dosyć bliskiej koleżance wspominałam, że mam różne odchyły, np analizuję miniony dzień, wszystkie rozmowy przed snem i rozmyślam o jutrze, zresztą znam ją długo i ona widzi moje dziwne zachowania - drżące ręce jak mnie kobieta na wosie czy historii pyta, straszne zdenerwowanie jak tylko ktoś ruszy mój piórnik albo telefon (szlag mnie wtedy trafia, to idiotyczne, ale nie mogę znieść jak ktoś grzebie mi w piórniku i telefonie, o szafkach nie wspomnę - biję po łapach jak tylko ktoś łapie za klamkę. )
Mama widzi tylko moje schizy na wyjazdach - że nie chcę jeść, że źle się czuję. Zapewne też się domyśla, że coś może być nie tak, skoro praktycznie całkowicie przestałam wychodzić z domu. Jak dowiedziała się, że mogę mieć nerwicę, była strasznie hm... nie, że niewyrozumiała, ale nie chciała w to uwierzyć (i nie uwierzyła, zresztą - ja wtedy też, dopiero po pewnym czasie stwierdziłam, że coś jest na rzeczy.)
Nie chcę mówić. Tzn będę musiała, Mamie i Bratu na bank. Bo to najbardziej zaufane mi chyb osoby. Ale boję się braku zrozumienia, powiedzą, że sobie wkręcam, że sobie uroiłam, że przesadzam, i tak dalej.
Tak samo znajomym. Chyba nie ma osoby, której ufam na tyle, żeby o tym powiedzieć. Znam ich, wiem, jaka będzie reakcja - śmiech, że sobie uroiłam, że przesadzam, że cuduję i tak dalej.
Ale na dzień dzisiejszy, oficjalnie nie wie nikt. Każdy coś widzi ale nikt nie wie, co to. ;]