25 Gru 2007, Wto 1:30, PID: 8271
Na szczeście nie przypominam sobie by ktoś specjalnie ciągnął mnie do kościółka (btw kiedy jeszcze zdarzało mi się odwiedzać ten przybytek to zawsze rozwalało mnie, gdy ludziska przyprowadzali płaczące dzieciaki, które nie mogły wysiedzieć, biegały, ryczały itd ale rodzicie i tak byli niezmordowani i ciągali je nadal .). W ogóle z KK zawsze miałem troche na bakier, a zaczęło się chyba od tego, że przed 1-szą komunią nie zdałem jakiejś tam modlitwy i zostałem porządnie zlinczowany przez całą klasę („jaaaaa, dziecko niewierzące NIE UMIIII”), przyleciałem do domu z rykiem, następnego dnia bałem się pojawić w klasie (i jak tu nie mieć fobii po takich doświadczeniach ). W czasie gdy miałem bierzmowanie już byłem raczej uświadomiony, ale jakoś balem się powiedzieć, że tego nie chcę, więc i je przyjąłem. Wracając z kościoła paradowałem przez pól miasta z wielkim krzyżem na szyi, nie wiem dlaczego go wtedy nie zdjąłem, rodzice by mnie za to nie zatłukli przecież (Dżizas, ale musialem idiotycznie wyglądać!). Teraz już raczej nie chadzam do „domu bożego”,ale czasem pojawi się jakaś ważna okazja, przy której należy się pojawić. Czy nam się podoba czy nie, nasze życie kręci się wokół kościoła i przędzej czy później pojawi się moment, w którym trzeba doń zawitać (jak nie za życia to po śmierc ). Teoretycznie możemy zwyczajnie się z niego „wypisać” i w ten sposób przestać zawyższać statystyki, ale wiadomo, że tego nie zrobimy, bo presja rodziny i inne podobne powody zwyciężają.