24 Cze 2015, Śro 21:29, PID: 449960
Z tego co czytam, to widzę że nie jestem sama ze swoimi problemami w relacjach z innymi ludźmi
Ja przyznam że alkohol mi dodaje odwagi i np. potrafię zagadać do kogoś tak normalnie ops:
Ja zawsze się z nimi witam z uśmiechem i coś tam zagadam, ale to raczej na zasadzie włączenia się w rozmowę (bo jeśli mam coś do powiedzenia to powiem). Wiem, że to trochę hipokryzja z mojej strony, ale zwykle to ktoś do mnie zagaduje, pyta co słychać itd. Ja sama raczej tego nie robię dlatego że...właśnie wiadomo w rodzinie co się dzieje, więc po prostu wiem co u nich słychać
Odwracanie się do kogoś plecami, uważam za wręcz chamskie, bo też jest takie otwarte pokazanie komuś co się o nim myśli i to też jest przykre. No ale niestety większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego czym to jest czasami podyktowane że ktoś jest takim "mrukiem".
Ja przyznam że alkohol mi dodaje odwagi i np. potrafię zagadać do kogoś tak normalnie ops:
Cytat:Zachowanie Twoich bratowych jest nie w porządku wg mnie. Skoro niczego przykrego im nie zrobiłaś, to nie powinny Ci otwarcie okazywać, że Cię nie lubią. A może jest tak, że wydaje Ci się, że one Cię nie lubią (chociaż ta sytuacja z opłatkiem co najmniej dziwna i bardzo niegrzeczna z jej strony), a one po prostu Cię ignorują, bo Ty też je w ich mniemaniu ignorowałaś, czyli nie mówiłaś cześć, nie pytałaś co u nich, nie włączałaś się w rozmowy, w których uczestniczyły? A że już się nauczyły, że nigdy się nie wypowiadasz to nie zwracają na Twoje słowa uwagi. To bardzo przykre, sama czegoś takiego doświadczam, jak już się zdecyduję odezwać, to albo jestem ignorowana, albo ktoś umniejsza moją pozycję w dyskusji. Ostatnio jak byłam na piwie ze znajomymi mojego chłopaka, a on wyszedł do wc, to jego kolega zaczął mówić do reszty osób a do mnie wręcz odwrócił się plecami... Było to bardzo przykre, ale w sumie większość winy leży pewnie po mojej stronie, bo nawet jak mnie o coś zapytają to odpowiadam zdawkowo jednym zdaniem, byle już odczepili się ode mnie i przestali zwracać na mnie uwagę reszty osób. Ktoś się nie odzywa, bo czuje się niekomfortowo, albo po prostu nie ma zdania, a ludzie biorą go za zarozumiałego.
Ja zawsze się z nimi witam z uśmiechem i coś tam zagadam, ale to raczej na zasadzie włączenia się w rozmowę (bo jeśli mam coś do powiedzenia to powiem). Wiem, że to trochę hipokryzja z mojej strony, ale zwykle to ktoś do mnie zagaduje, pyta co słychać itd. Ja sama raczej tego nie robię dlatego że...właśnie wiadomo w rodzinie co się dzieje, więc po prostu wiem co u nich słychać
Odwracanie się do kogoś plecami, uważam za wręcz chamskie, bo też jest takie otwarte pokazanie komuś co się o nim myśli i to też jest przykre. No ale niestety większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego czym to jest czasami podyktowane że ktoś jest takim "mrukiem".
Cytat: Było to bardzo przykre, ale w sumie większość winy leży pewnie po mojej stronie, bo nawet jak mnie o coś zapytają to odpowiadam zdawkowo jednym zdaniem, byle już odczepili się ode mnie i przestali zwracać na mnie uwagę reszty osób. Ktoś się nie odzywa, bo czuje się niekomfortowo, albo po prostu nie ma zdania, a ludzie biorą go za zarozumiałego.I u mnie jest dokładnie to samo...z jednej strony chcę żeby normalnie ze mną rozmawiano, poświęcano mi tą uwagę, ale jednocześnie nie lubię być w centrum uwagi. Nie lubię niewygodnych pytań typu "Co robisz?" "A spotykasz się z kimś?" itd. bo jest mi głupio, że tak naprawdę siedzę w domu, ale z kolei lubię w nim siedzieć. Mam przykładowo propozycje wypadu poza miasto i z jednej strony bym chciała, ale z drugiej strony nie chcę mi się wychodzić. Zaraz sobie znajduję tysiąc powodów by zostać w domu.
Cytat:Też mam takie wrażenie, że 90% rozmów dotyczy opowiadania o innych osobach lub o sobie. Spotkań z moimi dwiema koleżankami z podstawówki nie cierpiałam, mimo, że można się było pośmiać i czułam się w miarę swobodnie między nimi, właśnie dlatego, że one miały kilku wspólnych znajomych i namiętnie o nich plotkowały. Czułam się jakby mnie ktoś wywalił za nawias (bo przecież nie mam pojęcia o kim mówią) i jednocześnie dziwił się jak może mnie to wszystko nie interesować. I to magiczne pytanie, za które miałam ochotę walnąć je patelnią w głowę "Znasz tą X, nie?" "Nie, nie znam" i ta konsternacja... "Eee no wiesz tą X, co mieszka tam i tam..." i jeszcze większa zmieszanie, jak odpowiadałam, ze jednak nie wiem o kogo chodzi. Nie wiem czyje większe, ich czy moje.Eh, miałam tak w liceum. Koleżanki tylko i wyłącznie plotkowały o jakiś osobach, których ja nie widziałam na oczy przez co siedziałam cicho. Z jednej strony odnoszę wrażenie że przez bycie odludkiem nie znam się na niektórych rzeczach na których znają się "normalni" ludzie, którzy normalnie żyją, przez co nie mam jak z nimi rozmawiać, a z drugiej strony wydaję mi się też trochę że sporo ludzi też ma bardzo ograniczone tematy rozmów. Naprawdę jak tak patrzę, to mało kto wchodzi na tematy jakiś swoich zainteresowań i generalnie na takie, że raczej każdy może się wypowiedzieć. Zdecydowanie przeważaj "ja to, ja tamto" etc.