05 Gru 2015, Sob 23:58, PID: 493440
Jak dotąd w życiu (a mam 23 lata), udało mi się zawrzeć tylko jedną przyjaźń. Odkąd za czasów podstawówki zostałam odrzucona przez grupę koleżeńską, borykam się z ogromną samotnością. Niejednokrotnie próbowałam zaprzyjaźnić się z innymi, czy to w realu, czy w internecie, ale takie znajomości szybko się rozpadały. Mam wrażenie, że od zawsze byłam sama. Za czasów szkolnych zawsze siedziałam sama w ławce, sama pod ścianą na przerwie, sama wracałam do domu z zajęć, wszędzie byłam sama i jakby na uboczu, jakby niewidzialna. Jest w tym wiele mojej winy, ponieważ nigdy nie próbowałam się zbytnio dopasować do reszty. Właściwie to wiecznie miałam wrażenie, że nigdzie nie pasuję. Nie interesowały mnie imprezki, chłopaki i piwo. Nie interesowały mnie zakupy, seriale czy sport... Na studiach było to samo, co ostatecznie przyczyniło się do zaprzestania nauki i wyjazdu z kraju.
Tak czy inaczej w pewnym momencie życia udało mi się poznać jedną osobę. Z początku była to znajomość internetowa, długo balansująca na krawędzi rozpadu, ponieważ w tamtym czasie, mając same niepowodzenia w relacjach z innymi, nie bardzo mi już na niczym zależało. Ku mojemu zaskoczeniu jednak owa znajomość wyewoluowała w przyjaźń a potem nawet w coś więcej i ostatecznie ta osoba została moim mężem.
Odkąd wyjechałam udało mi się nawiązać wiele znajomości. O dziwo głównie z ludźmi po 50-tce, ale jest też kilka młodszych osób, z którymi mam "okej" kontakt. Na chwilę obecną nie mam jednak żadnych bliskich przyjaciół (poza moim mężem), co czasem boli. Do tego teraz dochodzi bariera językowo-kulturowa, już nie tak znaczna, jak dawniej, ale wciąż utrudniająca mi czasem komunikację z innymi. Mój główny problem to chyba to, że zawsze czuję się gorsza od innych - szczególnie ilekroć rozmawiam z ludźmi w podobnym wieku. Nie mam czym zaimponować, nie mam za bardzo o czym rozmawiać, mój wygląd też raczej ludzi do mnie nie zachęca...
Tak czy inaczej w pewnym momencie życia udało mi się poznać jedną osobę. Z początku była to znajomość internetowa, długo balansująca na krawędzi rozpadu, ponieważ w tamtym czasie, mając same niepowodzenia w relacjach z innymi, nie bardzo mi już na niczym zależało. Ku mojemu zaskoczeniu jednak owa znajomość wyewoluowała w przyjaźń a potem nawet w coś więcej i ostatecznie ta osoba została moim mężem.
Odkąd wyjechałam udało mi się nawiązać wiele znajomości. O dziwo głównie z ludźmi po 50-tce, ale jest też kilka młodszych osób, z którymi mam "okej" kontakt. Na chwilę obecną nie mam jednak żadnych bliskich przyjaciół (poza moim mężem), co czasem boli. Do tego teraz dochodzi bariera językowo-kulturowa, już nie tak znaczna, jak dawniej, ale wciąż utrudniająca mi czasem komunikację z innymi. Mój główny problem to chyba to, że zawsze czuję się gorsza od innych - szczególnie ilekroć rozmawiam z ludźmi w podobnym wieku. Nie mam czym zaimponować, nie mam za bardzo o czym rozmawiać, mój wygląd też raczej ludzi do mnie nie zachęca...