15 Sty 2013, Wto 20:07, PID: 334098
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15 Sty 2013, Wto 20:10 przez Pacjentka.)
Dziękuję za odpowiedzi. Tyle, że ja już nie potrafię podchodzić do ludzi z sympatią. Wytworzyłam sobie wokół siebie pole minowe i sama go pokonać też nie potrafię. Powoli godzę się z tym, że zostanę sama już na zawsze. Zgorzknieję na dobre. Może i jestem zła i niewarta, ale kiedyś taka nie byłam i czyja to jest zasługa? Ludzi, którzy mnie zatruli. Brutalności jaka mnie spotkała kiedy jeszcze wierzyłam, że świat jest piękny i kolorowy. Ot, gorzka prawda o życiu gdy się dorasta. Niektórzy są silni aby ją przełknąć i udawać, a ja już udawać nie umiem. Zaakceptowałam to wszystko. I tak sobie zgniję w moim bunkrze. Kompletnie nie widzę już celu "zaprzyjaźniania się" z kimkolwiek.
Wpadłam na jedną ciekawą myśli: Gdyby wszyscy "byli dobrzy" ludzie nie chorowaliby na choroby społeczne i psychiczne. Sam świat, natura, ziemia nie zatruwa naszych umysłów, wariujemy przez to czym karmią nas ludzie, jak nas traktują, co nam wciskają i jak nami manipulują. Aż mi się przypomniał film Into the Wild, mogłabym mieszkać z rysiami i sowami, nie miałabym zmartwień.
Wpadłam na jedną ciekawą myśli: Gdyby wszyscy "byli dobrzy" ludzie nie chorowaliby na choroby społeczne i psychiczne. Sam świat, natura, ziemia nie zatruwa naszych umysłów, wariujemy przez to czym karmią nas ludzie, jak nas traktują, co nam wciskają i jak nami manipulują. Aż mi się przypomniał film Into the Wild, mogłabym mieszkać z rysiami i sowami, nie miałabym zmartwień.