22 Kwi 2016, Pią 13:51, PID: 534078
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Kwi 2016, Pią 14:00 przez Materia.)
Swangoz częściej i śmielej zastanawiam się nad skorzystaniem z usług Pani do towarzystwa. Mam 28 lat i nadal jestem prawiczkiem, w pamięci zapadła mi komedia "40 letni prawiczek", jeszcze trochę i można by ze mną nagrać prequel "30 letni prawiczek", a potem kolejne epizody.
Ogólnie rzecz biorąc, nigdy mnie kobiety nie interesowały, w sensie towarzyskim, tak jak w sumie i płeć męska.
Od zawsze byłem cichym, nieśmiałym odludkiem. Matka mi czasem opowiada, jaki spokój miała ze mną, można mnie było samego zostawić i nigdy nie było problemów, zawsze potrafiłem sobie zorganizować czas.
Prawie nigdy nie szukałem znajomości. Zawsze to do mnie ktoś podchodził, ale niestety nie były to niewiasty, a chłopcy. Mam tu na myśli te najmłodsze lata.
Jako, że "wychowała" mnie samotna matka, a rodzeństwa nie posiadam, z jakąś bliższą, ani dalszą rodziną kontaktów nie utrzymuję, to samotność towarzyszy mi od zawsze. Nawet w szkole i w innych miejscach czuję się samotnie, gdyż osoby mnie otaczające, są przeze mnie uznawane za obce. Łączą nas tylko oficjalne relacje i nic poza tym, ewentualnie zupełnie nic.
Jak byłem mały to wydawało mi się, że zaplanowałem swoje życie, krok po kroku, jednak przyszło mi się zmierzyć z realiami świata ludzi dorosłych i polityką. Za młodu, swoje plany widziałem w postaci potężnej budowli, która przetrwa wszystko, niestety po wyrośnięciu, okazało się to wszystko być niczym innym, jak domkiem ulepionym z błota, który po deszczu się rozpłynął. Co robię? Błądzę. Jak żuk gnojarz, toczę swoją kulkę , zwaną życiem. Swangoz mi ciężej, gdyż kulka robi się coraz większa.
Zostałem wychowany zgodnie z szeregiem zasad i wartości, żelazne reguły i granice nie do przekroczenia. Przez to jestem osobą bezwzględną, która prawie nigdy nie idzie na kompromis, mógłbym wyrzec się nawet swojej najbliższej osoby, dla jakiejś wartości. Tak zostało mi to wszystko wpojone. Chciałem być przykładem, wzorem, jednak ludzie z jakimi mam do czynienia [i nie tylko, ciągłe afery w mediach związane z ludźmi na najwyższych pozycjach] dają mi do zrozumienia, że czasy "wartości" minęły. Dzisiaj każdy działa na własny rachunek i tylko czeka, aż kto inny się potknie, ewentualnie planuje, jak by mu tu zaszkodzić.
Po 28 latach doszedłem do wniosku, że jestem przegrywem życiowym. Jeśli miałbym możliwość przeżycia życia na nowo, pewnie byłbym jakimś patolem, niczym się nie przejmował, interesował, tylko korzystał.
Moje relacje z dziewczynami nie istnieją. Miałem jedną w wieku 15/16/17 lat, teraz nie pamiętam. Całowanie, to jedyne co robiłem. Nie wydupczyłem jej, gdyż było to sprzeczne z moim punktem widzenia. Na zakończenie znajomości wyznałem jej, że była mi tylko potrzebna do jednego, ale tego nie zrobię, bo ona nie jest tą jedyną i niech znajdzie, tego który będzie jej godzien.
Lata przerwy, aż myślałem, że miałem kolejną dziewczynę. Znów całowanie, ale też w sumie się skończyło, z mojej winy [ponoć].
Jak by ktoś się interesował, jak zawieram znajomości, internet. Było ich więcej, nawet ze spotkaniami, ale nigdy nic, się nie działo.
Gdyby nie podglądanie pod prysznicem, to bym kobiety nagiej na oczy nie widział. Nawet niczym się nie pobawiłem.
Z tego co zdążyłem zauważyć. Dziewczyny traktują mnie jak znajomego/przyjaciela. Wolałbym, żeby ściągały dla mnie majtki. Moja pierwsza była, po jakimś czasie, zaczęła się do mnie odzywać i oznajmiła "nie jestem już dziewicą", chciała, żebym do niej wrócił. Utrata dziewictwa, utrata najważniejszej i jedynej rzeczy jaką ma do zaoferowania niewiasta całkowicie ją przekreśliła. Ta druga suka, też była używana, ale ją bym stuknął, bo tak. Myślałem, że się uda i jakiś stały układ z tego będzie, ale niestety.
Dla mnie prawictwo i dziewictwo to najwyższa świętość. Coś co się trzyma i oddaje osobie, z którą spędza się życie do końca. Wierzącym nie jestem. Dzisiaj takie czasy, że ludzie biegają ze swoim kroczem dostępnym jak 24/h monopolowy. Czasy sodomy i gomory i ogólnej rozwiązłości.
Na tym forum już jest taki temat z roku 2009 i nawet trochę go przejrzałem, ale za dużo tam pier... jest, a za mało konkretów. Kobietom łatwo jest napisać i powiedzieć, frajer, czy coś tam. Przez to, że jestem mężczyzną, wszystko jest na mojej głowie. Jestem nikim pod każdym względem, więc też raczej trudno oczekiwać, że o takiego śmiecia będzie ktoś zabiegać, no może jakiś inny śmieć płci przeciwnej. Żeby nie było, ruchać można, dziewczynę mieć można, ale to się nie liczy, ważna jest jakość. Ja mam ogromne wymagania i jeśli mam kogoś do swojej życiowej bańki wpuścić, musi spełniać je wszystkie, inaczej będziemy oboje nieszczęśliwi. Szansa na znalezienie kogoś takiego, jest znikoma, żeby nie napisać, nierealna. Dlatego też, płacenie za zbliżenie wydaje się być najlepszą opcją.
+ Nie muszę nikogo poznawać
+ Nie muszę tracić czasu
+ Mam wszystko to czego chcę
Nigdy nie chciałem mieć bachora, jedyny plus, to przedłużenie więzów krwi i odziedziczenie... czegoś.
Z każdym rokiem, moja skorupa staje się coraz bardziej twarda.
Zapomniałbym, nikt mnie nago nie widział .
Ogólnie rzecz biorąc, nigdy mnie kobiety nie interesowały, w sensie towarzyskim, tak jak w sumie i płeć męska.
Od zawsze byłem cichym, nieśmiałym odludkiem. Matka mi czasem opowiada, jaki spokój miała ze mną, można mnie było samego zostawić i nigdy nie było problemów, zawsze potrafiłem sobie zorganizować czas.
Prawie nigdy nie szukałem znajomości. Zawsze to do mnie ktoś podchodził, ale niestety nie były to niewiasty, a chłopcy. Mam tu na myśli te najmłodsze lata.
Jako, że "wychowała" mnie samotna matka, a rodzeństwa nie posiadam, z jakąś bliższą, ani dalszą rodziną kontaktów nie utrzymuję, to samotność towarzyszy mi od zawsze. Nawet w szkole i w innych miejscach czuję się samotnie, gdyż osoby mnie otaczające, są przeze mnie uznawane za obce. Łączą nas tylko oficjalne relacje i nic poza tym, ewentualnie zupełnie nic.
Jak byłem mały to wydawało mi się, że zaplanowałem swoje życie, krok po kroku, jednak przyszło mi się zmierzyć z realiami świata ludzi dorosłych i polityką. Za młodu, swoje plany widziałem w postaci potężnej budowli, która przetrwa wszystko, niestety po wyrośnięciu, okazało się to wszystko być niczym innym, jak domkiem ulepionym z błota, który po deszczu się rozpłynął. Co robię? Błądzę. Jak żuk gnojarz, toczę swoją kulkę , zwaną życiem. Swangoz mi ciężej, gdyż kulka robi się coraz większa.
Zostałem wychowany zgodnie z szeregiem zasad i wartości, żelazne reguły i granice nie do przekroczenia. Przez to jestem osobą bezwzględną, która prawie nigdy nie idzie na kompromis, mógłbym wyrzec się nawet swojej najbliższej osoby, dla jakiejś wartości. Tak zostało mi to wszystko wpojone. Chciałem być przykładem, wzorem, jednak ludzie z jakimi mam do czynienia [i nie tylko, ciągłe afery w mediach związane z ludźmi na najwyższych pozycjach] dają mi do zrozumienia, że czasy "wartości" minęły. Dzisiaj każdy działa na własny rachunek i tylko czeka, aż kto inny się potknie, ewentualnie planuje, jak by mu tu zaszkodzić.
Po 28 latach doszedłem do wniosku, że jestem przegrywem życiowym. Jeśli miałbym możliwość przeżycia życia na nowo, pewnie byłbym jakimś patolem, niczym się nie przejmował, interesował, tylko korzystał.
Moje relacje z dziewczynami nie istnieją. Miałem jedną w wieku 15/16/17 lat, teraz nie pamiętam. Całowanie, to jedyne co robiłem. Nie wydupczyłem jej, gdyż było to sprzeczne z moim punktem widzenia. Na zakończenie znajomości wyznałem jej, że była mi tylko potrzebna do jednego, ale tego nie zrobię, bo ona nie jest tą jedyną i niech znajdzie, tego który będzie jej godzien.
Lata przerwy, aż myślałem, że miałem kolejną dziewczynę. Znów całowanie, ale też w sumie się skończyło, z mojej winy [ponoć].
Jak by ktoś się interesował, jak zawieram znajomości, internet. Było ich więcej, nawet ze spotkaniami, ale nigdy nic, się nie działo.
Gdyby nie podglądanie pod prysznicem, to bym kobiety nagiej na oczy nie widział. Nawet niczym się nie pobawiłem.
Z tego co zdążyłem zauważyć. Dziewczyny traktują mnie jak znajomego/przyjaciela. Wolałbym, żeby ściągały dla mnie majtki. Moja pierwsza była, po jakimś czasie, zaczęła się do mnie odzywać i oznajmiła "nie jestem już dziewicą", chciała, żebym do niej wrócił. Utrata dziewictwa, utrata najważniejszej i jedynej rzeczy jaką ma do zaoferowania niewiasta całkowicie ją przekreśliła. Ta druga suka, też była używana, ale ją bym stuknął, bo tak. Myślałem, że się uda i jakiś stały układ z tego będzie, ale niestety.
Dla mnie prawictwo i dziewictwo to najwyższa świętość. Coś co się trzyma i oddaje osobie, z którą spędza się życie do końca. Wierzącym nie jestem. Dzisiaj takie czasy, że ludzie biegają ze swoim kroczem dostępnym jak 24/h monopolowy. Czasy sodomy i gomory i ogólnej rozwiązłości.
Na tym forum już jest taki temat z roku 2009 i nawet trochę go przejrzałem, ale za dużo tam pier... jest, a za mało konkretów. Kobietom łatwo jest napisać i powiedzieć, frajer, czy coś tam. Przez to, że jestem mężczyzną, wszystko jest na mojej głowie. Jestem nikim pod każdym względem, więc też raczej trudno oczekiwać, że o takiego śmiecia będzie ktoś zabiegać, no może jakiś inny śmieć płci przeciwnej. Żeby nie było, ruchać można, dziewczynę mieć można, ale to się nie liczy, ważna jest jakość. Ja mam ogromne wymagania i jeśli mam kogoś do swojej życiowej bańki wpuścić, musi spełniać je wszystkie, inaczej będziemy oboje nieszczęśliwi. Szansa na znalezienie kogoś takiego, jest znikoma, żeby nie napisać, nierealna. Dlatego też, płacenie za zbliżenie wydaje się być najlepszą opcją.
+ Nie muszę nikogo poznawać
+ Nie muszę tracić czasu
+ Mam wszystko to czego chcę
Nigdy nie chciałem mieć bachora, jedyny plus, to przedłużenie więzów krwi i odziedziczenie... czegoś.
Z każdym rokiem, moja skorupa staje się coraz bardziej twarda.
Zapomniałbym, nikt mnie nago nie widział .