13 Paź 2016, Czw 22:20, PID: 584851
Co jest warte przełamywanie się do ludzi, jeśli człowiek przychodzi ze spotkania towarzyskiego, siada i zaczyna płakać?
Płakać, bo nie jest taki, jaki by chciał być. Bo nie jest taki, jacy są inni, ci "fajni". Płakać, bo strasznie boli to udawanie, to próbowanie wejścia między wrony i krakania w ich języku. To nie jest ten człowiek, który teraz siedzi i płacze. To właśnie w tym momencie, w tych łzach jest autentyczny, a nie tam, z przyklejonym uśmiechem na twarzy i z dziesiątkami pomysłów-niewypałów pod tytułem "co powiedzieć". I ten człowiek w końcu dochodzi do konkluzji, że chyba jednak nie chce taki być, (bo próbowanie prowadzi do cierpienia), ale nie chce też być tym, kim jest. Kim zatem być? Czym jest tożsamość? Czym jest "ja"? Czy ono w ogóle jest dostrzegalne, jeśli nie da się go wyrazić?
Siedziałam tam, wśród starszych ode mnie ludzi, "fajnych", ciekawych, barwnych. Każdy z nich był indywidualny i było to wyraziście widać. Mogę się założyć o sto złotych, że każdy z nich wie kim jest i nie ma pojęcia, co może się dziać w głowie i sercu tej małomównej dziewczyny, która siedzi tak trochę z boku, popatruje na twarze, wygląda na słuchającą, ale nieśmiałą. Czy oni mają pojęcie? Czy oni kiedykolwiek przez to, bądź chociaż coś w cząstce podobnego przechodzili?
Pewnie tak.
W takim razie co mnie od nich różni? W którym momencie mojego życia zrobiłam coś ja, czy moi rodzice, czy moje środowisko, coś czego nie zrobili oni? Dlaczego oni potrafią wyrażać siebie, a ta jedna dziewczyna odstaje i tak naprawdę nikt prawie nic o niej nie wie? - Pomijając już oczywiście fakt, że żeby cokolwiek powiedzieć, trzeba znaleźć ku temu moment, a ich rozmowy chwili przerwy nie mają. Wątpię, żeby osoby fobiczne znajdujące się na tym forum lubiły się komuś wcinać. No właśnie.
Najśmieszniejsze jest to, że gdy nadchodzi taka chwila, że pragnę coś z siebie wyrzucić, ujawnić to, co siedzi w środku, w tym momencie nie ma już nikogo. Nikogo, o kim bym nie pomyślała "po co pisać do tego kogoś zawracać mu głowę", bo już tylko pisanie pozostaje. Ale na szczęście, na całe szczęście, istnieje jeszcze takie coś jak to forum. Jedyne miejsce, w którym mogę w pewnym stopniu zaufać, że ludzie czytający mnie zrozumieją, moje odczucia i myśli, może niektórzy się nawet z tym utożsamią.
Dzięki, że to forum istnieje.
Wracając do człowieka w fotelu z cieniem łez na policzkach. Czy on musi koniecznie wpasować się w otoczenie? Czy on musi powielać zachowania? Nie. Ale kiedy spotyka grupę indywiduów (nie jestem pewna pisowni, z góry przepraszam), też chciałby umieć wyrazić siebie. Ale nie umie. I co gorsza, czuje się gorszy. Widząc elokwencję, widząc pewien poziom intelektualny, zaczyna o sobie myśleć jak o nieudaczniku, głąbie, jakimś reprezentancie strefy niższej. Czy ma rację?
Cholercia, gdybym to ja wiedziała...
Zachęcam do dyskusji, pisania komentarzy, wyrażania własnych odczuć, myśli, dawnych i niedawnych doświadczeń. Ja właśnie to zrobiłam i jedna setna ciężaru z serca właśnie spadła.
Płakać, bo nie jest taki, jaki by chciał być. Bo nie jest taki, jacy są inni, ci "fajni". Płakać, bo strasznie boli to udawanie, to próbowanie wejścia między wrony i krakania w ich języku. To nie jest ten człowiek, który teraz siedzi i płacze. To właśnie w tym momencie, w tych łzach jest autentyczny, a nie tam, z przyklejonym uśmiechem na twarzy i z dziesiątkami pomysłów-niewypałów pod tytułem "co powiedzieć". I ten człowiek w końcu dochodzi do konkluzji, że chyba jednak nie chce taki być, (bo próbowanie prowadzi do cierpienia), ale nie chce też być tym, kim jest. Kim zatem być? Czym jest tożsamość? Czym jest "ja"? Czy ono w ogóle jest dostrzegalne, jeśli nie da się go wyrazić?
Siedziałam tam, wśród starszych ode mnie ludzi, "fajnych", ciekawych, barwnych. Każdy z nich był indywidualny i było to wyraziście widać. Mogę się założyć o sto złotych, że każdy z nich wie kim jest i nie ma pojęcia, co może się dziać w głowie i sercu tej małomównej dziewczyny, która siedzi tak trochę z boku, popatruje na twarze, wygląda na słuchającą, ale nieśmiałą. Czy oni mają pojęcie? Czy oni kiedykolwiek przez to, bądź chociaż coś w cząstce podobnego przechodzili?
Pewnie tak.
W takim razie co mnie od nich różni? W którym momencie mojego życia zrobiłam coś ja, czy moi rodzice, czy moje środowisko, coś czego nie zrobili oni? Dlaczego oni potrafią wyrażać siebie, a ta jedna dziewczyna odstaje i tak naprawdę nikt prawie nic o niej nie wie? - Pomijając już oczywiście fakt, że żeby cokolwiek powiedzieć, trzeba znaleźć ku temu moment, a ich rozmowy chwili przerwy nie mają. Wątpię, żeby osoby fobiczne znajdujące się na tym forum lubiły się komuś wcinać. No właśnie.
Najśmieszniejsze jest to, że gdy nadchodzi taka chwila, że pragnę coś z siebie wyrzucić, ujawnić to, co siedzi w środku, w tym momencie nie ma już nikogo. Nikogo, o kim bym nie pomyślała "po co pisać do tego kogoś zawracać mu głowę", bo już tylko pisanie pozostaje. Ale na szczęście, na całe szczęście, istnieje jeszcze takie coś jak to forum. Jedyne miejsce, w którym mogę w pewnym stopniu zaufać, że ludzie czytający mnie zrozumieją, moje odczucia i myśli, może niektórzy się nawet z tym utożsamią.
Dzięki, że to forum istnieje.
Wracając do człowieka w fotelu z cieniem łez na policzkach. Czy on musi koniecznie wpasować się w otoczenie? Czy on musi powielać zachowania? Nie. Ale kiedy spotyka grupę indywiduów (nie jestem pewna pisowni, z góry przepraszam), też chciałby umieć wyrazić siebie. Ale nie umie. I co gorsza, czuje się gorszy. Widząc elokwencję, widząc pewien poziom intelektualny, zaczyna o sobie myśleć jak o nieudaczniku, głąbie, jakimś reprezentancie strefy niższej. Czy ma rację?
Cholercia, gdybym to ja wiedziała...
Zachęcam do dyskusji, pisania komentarzy, wyrażania własnych odczuć, myśli, dawnych i niedawnych doświadczeń. Ja właśnie to zrobiłam i jedna setna ciężaru z serca właśnie spadła.