16 Maj 2021, Nie 13:18, PID: 842623
Też nie mogę się przemóc i chyba nigdy tego nie zrobię. Mniej mnie przeraża perspektywa bycia bezdomnym niż wizyta u specjalisty :<.
16 Maj 2021, Nie 13:18, PID: 842623
Też nie mogę się przemóc i chyba nigdy tego nie zrobię. Mniej mnie przeraża perspektywa bycia bezdomnym niż wizyta u specjalisty :<.
16 Maj 2021, Nie 15:41, PID: 842629
(16 Maj 2021, Nie 11:01)Diux napisał(a): Aha. zapomniałem dodać. Nie idź na NFZ.. Bo taki lekarz ma cię gdzieś... Oj, to nie tak. Więcej zależy od osoby lekarza niż od odpłatności. Ja więcej empatii i czasu dostawałem od lekarzy w publicznym systemie zdrowia. Niektórzy prywatni to 5 minut i stówka do koszyczka. Doświadczenia mogą być różne.
16 Maj 2021, Nie 15:52, PID: 842631
No dokładnie różnie z tym, ja pamiętam psychiatrę, prywatnie, koszt 180 zł i średnio mi podpasował, był gburowaty i czułam jakby chciał jak najszybciej "odbębnić" wizytę Czułam ogromny wstyd jak mówiłam mu o swoich problemach xd stracona kasa, następny duuużo lepszy nfz, super sympatyczny facet, sam jego sposób mówienia mnie uspokajał
16 Maj 2021, Nie 16:16, PID: 842632
ja też mam głównie dobre doświadczenia z lekarzami na nfz
16 Maj 2021, Nie 20:34, PID: 842649
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16 Maj 2021, Nie 20:41 przez kartofel.)
@jatakniesmialogram ponizej moje doświadczenia z psychiatrami. Pierwszy w ramach NFZ, drugi prywatnie.
Moja pierwsza w życiu wizyta u psychiatry: Tutaj musiałabym zrobić długi wstęp na temat tego, co do niej doprowadziło, ale powiem tyle, że byłam w tak złym stanie, że tylko przypadek sprawił, że nie dokonałam brzydkiej rzeczy na literę s. Trafiłam do szpitala (awaria serca), gdzie z nieznanego mi do dzisiaj powodu opowiedziałam swoją historię lekarce na nocnym dyżurze. Ona poruszyła jakieś sznurki i znalazła mi bardzo bliski termin do psychiatry na NFZ w moim mieście. Potwierdzić wizytę i tak musiała moja mama. Najbardziej bałam się tego, że lekarka zignoruje moje problemy, powie, że zawracam jej głowę i marnuję czas, który mogłaby poświęcić poważnie chorej osobie. Nie miałam też odwagi powiedzieć jej, jaka dokładnie sytuacja sprawiła, że po latach cierpienia w końcu pękłam. Długo planowałam, co jej powiem, a kiedy w końcu trafiłam do gabinetu, to po prostu zaczęłam płakać i nie mogłam się uspokoić. Siedziałam tam ponad godzinę (z czego część czasu zmarnowałam na płacz i hiperwentylację), powiedziałam też o swoich obawach, że tak naprawdę nic mi nie jest i to tylko forma obrony przed pójściem do pracy/wyłudzenia jakichś świadczeń (tak mi wmawiał mój ówczesny chłopak, z którym zerwałam krótko przed wizytą). Ona jednak potraktowała mnie zupełnie poważnie i nawet dała do siebie numer - w razie gdyby stan tak się pogorszył, że potrzebowałabym hospitalizacji. Sugerowała też odbycie terapii na oddziale otwartym. Skierowała mnie na terapię w ramach NFZ. Cała wizyta była więc baaardzo emocjonalna (na szczęście w gabinetach są chusteczki higieniczne), ja nie powiedziałam połowy rzeczy, które chciałam. Bardzo podniósł mnie na duchu sam fakt, że nie zostałam zignorowana. Że to "tylko" choroba i że mogę inaczej żyć - tak naprawdę pomocy psychiatry potrzebowałam gdzieś od 10 roku życia, ale przez kolejna dekadę męczyłam się z nieleczoną depresją, fobią społeczną i napadami lęku panicznego. Nie znałam innego życia. Leki i psychoterapia pokazały mi nową jakość życia, chociaż nie było różowo. No ale udało mi się zacząć nowe studia (poprzednie rzuciłam i przez kilka miesięcy nie robiłam ze sobą nic - jest to najbardziej wstydliwy czas w moim życiu), potem w wakacje podjąć pierwszą pracę i mocno skupić się na celu życiowym, którym była wyprowadzka z toksycznego domu i zerwanie stosunków z ojcem. A teraz mam całkiem poważną pracę, dyplom z wyróżnieniem, własne mieszkanie i jestem normalnie funkcjonującym dorosłym człowiekiem. Jeśli chodzi o kwestie bardziej techniczne - gabinet znajdował się w przychodni. W rejestracji zgłosiła mnie mama, dostałam numerek i czekałam przed gabinetem aż lekarz mnie zawoła. Po wszystkim mama w rejestracji zapisała mnie na kolejną wizytę, na którą przyszłam już sama (jak i na każdą kolejną). Rejestrując się mówiłam nazwisko lekarki, bo wstydziłam się powiedzieć "ja do psychiatry". Po jakimś czasie panie tam mnie rozpoznawały . Drugi raz do psychiatry trafiłam w marcu tego roku, po tym jak niespodziewanie nagromadzenie ogromnego stresu doprowadziło mnie do bardzo poważnego kryzysu psychicznego. Zwlekałam długo z wizytą ze wstydu i złości - wstydziłam się, co spowodowało, że pękłam i byłam wściekła na siebie, że czuję się tak bardzo źle w momencie życia, który powinien być tak szczęśliwy. Weszłam na Znany Lekarz i tam zarezerwowałam przez internet wizytę u lekarki (wolałam, żeby to była kobieta), która miała najbliższy wolny termin (czyli za miesiąc). Na miejscu znowu się rozpłakałam, ale nie miałam siły za to przepraszać i się przejmować. Doszłam do wniosku, że psychiatrka na pewno widziała już dziwniejsze rzeczy. Przed wizytą planowałam, co powiedzieć, żeby dać lekarce obraz tego kim jestem i z czym przychodzę, a że to baaardzo długa historia, to musiałam starannie wybrać, które kawałki wspomnieć tak, żeby miało to jakiś sens. Nawet sobie wzięłam notatki, ale w końcu z nich nie skorzystałam. Oprócz słuchania moich wynurzeń, lekarka zbierala wywiad (pytania dotyczące chorób, obciążenia w rodzinie, dopytywanie o samopoczucie i inne objawy). Potem dostałam kod na receptę, zamówiłam kolejną wizytę i tyle. Obecnie ogromną ulgą dla mnie jest to, że mogę komuś opowiedzieć jak się naprawdę czuję i jakie dziwaczne myśli czasami miewam. Bo może i nie jestem normalna, ale na pewno nie jestem też żadnym szczególnym przypadkiem. Lubię psychiatrów. Mój ulubiony rodzaj lekarzy (przynajmniej na podstawie opisanych wyżej skromnych doświadczeń). Dopisuję, bo mi się przypomniało: otóż jest możliwe, że psychiatra skieruje Cię na dalsze badania albo po prostu je zaleci. Moja pierwsza lekarka tego nie zrobiła, bo byłam tuż po wyjściu ze szpitala i miałam komplet badań krwi, biochemii, badania serca i inne takie - ale poprosiła o przyniesienie ich na kolejną wizytę. Obecna lekarka poprosiła mnie o zrobienie badań krwi (dużo różnych parametrów oprócz zwykłej morfologii). Nawet w ulotce leków (a przynajmniej moich leków) jest informacja, że dobrze jest zrobić badania kontrolne w trakcie ich przyjmowania, żeby ocenić jak się miewa wątroba i jak wygląda krzepnięcie krwi).
16 Maj 2021, Nie 23:16, PID: 842660
(16 Maj 2021, Nie 1:54)jatakniesmialogram napisał(a): Tylko ja jako fobiczka społeczna oczywiście nie mogę się powstrzymać i od razu przychodzi mi na myśl taki czarny scenariusz: co jeśli trafię na złego psychiatrę? Jak byś trafiła na złego psychiatrę, to nawet jakbyś mu precyzyjnie wszystko opowiedziała, to wyciągnie błędne wnioski. (16 Maj 2021, Nie 1:54)jatakniesmialogram napisał(a): A co się liczy?Choć dalej jestem głupi, i wpadam w te same pułapki myślowe co wcześniej - jednak cześć z nich znacznie osłabła, a niektóre znikły. Dla mnie liczy się zaufanie do Boga. Powierzanie Mu swoich spraw. Brzmi górnolotnie. Ale wyjaśnię Tobie o co mi chodzi. Kilka lat temu byłem w szpitalu - czułem się gorzej niż w piekle - poziom mojego zadręczania się, wyrzutów sumienia, lęków i całej reszty doprowadził - że nie byłem wstanie nic pozytywnego odczuwać, i nie miałem już nadziei - byłem pewny że umieram. Wtedy dostałem pewną krótką książeczkę. Nie napisze co tam pisało. Ale to był mój pierwszy raz - kiedy swoje problemy przekazałem Bogu. Potem miałem dylematy - przecież tak nie można, przecież sam powinienem się nimi zająć, a przynajmniej jak mi się poprawi - to mam do nich wrócić. To wszystko musiałem sobie wyjaśniać - skoro ufać - to nie wracać do czegoś, to przyjmować to za pewnik, to nie szukać dziury w całym, itp.. Wyrzuty sumienia dalej mi mówią - masz do tego i tamtego wrócić - ale jak przypominam sobie o ufności - to one ustają. Ok, moje pokrętne myślenie zatem chce mnie znowu zwieść - myślę do siebie- skoro ufasz, masz się odwdzięczyć za to Bogu - i znowu źle - znowu kombinuje i czuje ciężar - a to nie o to chodzi. Nie jest mi obecnie lekko, ale mam nadzieje że będzie lżej. Pocieszające - że przynajmniej nie odczuwam tego piekielnego stanu jak z przed kilku lat - to była totalna masakra… -można by to porównać to codziennego przecinania piłą ciała non stop prócz snu. Pamiętam jeszcze jak się budzę równo o 6.00 - i nagle przerażenie - to znowu jest… i ta świadomość, że to nigdy nie minie.. Wracając do Ciebie Miałem kiedyś podobne myśli jak Ty teraz. Zawsze będziemy winni cokolwiek byśmy nie zrobili, bądź zrobili - na szczęście, nie ma to już znaczenia, kiedy zrozumiesz dlaczego.
17 Maj 2021, Pon 22:01, PID: 842721
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17 Maj 2021, Pon 22:10 przez jatakniesmialogram.)
(16 Maj 2021, Nie 11:01)Diux napisał(a): Przyjaciele z forum mnie namówili... I dzisiaj jestem mega zadowolony z tej decyzji... Na prawdę leki wyciszą twoją zszarganą głowę i poczujesz się wolna od lęków i złych myśli ;) Jak wybierasz psychiatrę to polecam ci iść do kobiety... Jakoś tak milej jest... Mam już doświadczenie z psychiatrami i wiem że faceci psychiatrzy to gbury.. ;) Pamiętasz co pisali? Ehh, boję się tych leków, no ale ja się boję wszystkiego. Tam gdzie idę jest tylko 3 psychiatrów i chyba wszyscy to faceci. Ja bym wolała iść do kobiety, no ale nie mam za bardzo wyboru. Muszę iść na NFZ, bo nie stać mnie na prywatne wizyty. (16 Maj 2021, Nie 13:18)Xan_naX napisał(a): Też nie mogę się przemóc i chyba nigdy tego nie zrobię. Mniej mnie przeraża perspektywa bycia bezdomnym niż wizyta u specjalisty :<.Mnie bardziej przeraża wizja pozostania całkiem samą w przyszłości niż wizyta u psychiatry, ale nawet to mnie nie motywuje na tyle bym po prostu poszła do psychiatry. Zamiast tego unikam myślenia o tym co nieuniknione :/ (16 Maj 2021, Nie 15:41)Żółwik napisał(a): Oj, to nie tak. Więcej zależy od osoby lekarza niż od odpłatności. Ja więcej empatii i czasu dostawałem od lekarzy w publicznym systemie zdrowia.Ciekawe na jakiego ja trafię na NFZ :/ |
|