06 Sty 2014, Pon 17:15, PID: 375444
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07 Sty 2014, Wto 21:55 przez maximus.)
Hej,
CZY TEŻ TAK MACIE?!
Chciałbym się z Wami podzielić pewną sprawą która mnie trapi od dłuższego czasu. A jak o tym myślę powoduję nieprzyjemny ból w środku. Raz próbowałem nawet łagodnie porozmawiać o tym z przyjacielem (nie jest fobikiem) i zupełnie nie załapał problemu. Myślę, że tylko osoby, które przeszły przez fobię społeczną są w stanie zrozumieć o co chodzi. Dlatego piszę właśnie tutaj.
Do rzeczy. Zarysuję w kilku słowach swoją sytuację. Kończę teraz studia, jestem na V roku. Fobia społeczna uderzyła mnie na samym początku klasy maturalnej. Wcześniej miałem powiedziałbym tylko elementy FS, bo dało się jakoś funkcjonować. Jednak III klasie liceum nastąpiło jakieś załamanie. Lęk był tak mocny, że nie chodziłem na większość zajęć i prawie przez to nie zaliczyłem klasy. Ale nie o tym teraz chciałem...
Dodam jeszcze, że 3 lata temu rozpocząłem terapię i przy pomocy terapeuty i mojej olbrzymiej pracy udało się jakoś ujarzmić fobię. Normalnie funkcjonuję. Chociaż oczywiście mniejszy lęk (czasem większy) zawsze mi towarzyszy.
Mój staż z FS jest już nienajkrótszy. I mam takie wrażenie patrząc na minione lata wstecz jak wiele wspaniałych okazji przeszło mi koło oczu...
Spotkałem wczoraj moją licealną miłość, która właśnie zaprosiła mnie na ślub. Z powodu fobii nie byłem wstanie stworzyć z nią związku. A jak już była z obecnym narzeczonym to przez parę lat dawała mi do zrozumienia, że wolałaby mnie, ale ja zawsze byłem tak zalękniony gdyby trzeba było działać. No i wyszło jak wyszło...
Dało też do myślenia...
Widzę znajomych z poprzedniej grupy studenckiej. Wspominamy pierwsze lata studiów. Jakieś zdjęcia. I widzę te wszystkie wystrzałowe imprezy integracyjne na których mogłem być... Ci fajni ludzie, z którymi mogłem się trzymać, ale zbyt panikowałem...
Przyjaciele, których mogłem mieć. Imprezy w akademiku, na których mogłem być... Organizacje studenckie, w którym mogłem działać....
Paczka znajomych, z którymi można się było wygłupiać i śmiać...
Ciekawe wyjazdy, na które można było pojechać...
Kolejne sympatyczne, urocze koleżanki, które były zainteresowane znajomością, ale byłem zbyt zestresowany żeby zrobić pierwszy krok...
Nie powiem, że wszystko przeszło w życiu mi przez palce. Ale teraz jak kończę studia spojrzałem na minione lata z szerszej perspektywy i widzę ile okazji przepuściłem. Albo inaczej to moja fobia nie pozwoliła mi z nich skorzystać.
Ciężko o tym myśleć. Bo niestety wielu rzeczy się już nie zmieni.
Staram się nadrabiać teraz straconą radość życia.
Chciałbym zapytać Was czy macie podobnie. Jeśli tak to jak sobie radzicie?
U mnie myślenie o tym ( a często się nie da, nie myśleć) powoduje olbrzymi żal, wyrzuty, frustrację i smutek.
pozdrawiam!
CZY TEŻ TAK MACIE?!
Chciałbym się z Wami podzielić pewną sprawą która mnie trapi od dłuższego czasu. A jak o tym myślę powoduję nieprzyjemny ból w środku. Raz próbowałem nawet łagodnie porozmawiać o tym z przyjacielem (nie jest fobikiem) i zupełnie nie załapał problemu. Myślę, że tylko osoby, które przeszły przez fobię społeczną są w stanie zrozumieć o co chodzi. Dlatego piszę właśnie tutaj.
Do rzeczy. Zarysuję w kilku słowach swoją sytuację. Kończę teraz studia, jestem na V roku. Fobia społeczna uderzyła mnie na samym początku klasy maturalnej. Wcześniej miałem powiedziałbym tylko elementy FS, bo dało się jakoś funkcjonować. Jednak III klasie liceum nastąpiło jakieś załamanie. Lęk był tak mocny, że nie chodziłem na większość zajęć i prawie przez to nie zaliczyłem klasy. Ale nie o tym teraz chciałem...
Dodam jeszcze, że 3 lata temu rozpocząłem terapię i przy pomocy terapeuty i mojej olbrzymiej pracy udało się jakoś ujarzmić fobię. Normalnie funkcjonuję. Chociaż oczywiście mniejszy lęk (czasem większy) zawsze mi towarzyszy.
Mój staż z FS jest już nienajkrótszy. I mam takie wrażenie patrząc na minione lata wstecz jak wiele wspaniałych okazji przeszło mi koło oczu...
Spotkałem wczoraj moją licealną miłość, która właśnie zaprosiła mnie na ślub. Z powodu fobii nie byłem wstanie stworzyć z nią związku. A jak już była z obecnym narzeczonym to przez parę lat dawała mi do zrozumienia, że wolałaby mnie, ale ja zawsze byłem tak zalękniony gdyby trzeba było działać. No i wyszło jak wyszło...
Dało też do myślenia...
Widzę znajomych z poprzedniej grupy studenckiej. Wspominamy pierwsze lata studiów. Jakieś zdjęcia. I widzę te wszystkie wystrzałowe imprezy integracyjne na których mogłem być... Ci fajni ludzie, z którymi mogłem się trzymać, ale zbyt panikowałem...
Przyjaciele, których mogłem mieć. Imprezy w akademiku, na których mogłem być... Organizacje studenckie, w którym mogłem działać....
Paczka znajomych, z którymi można się było wygłupiać i śmiać...
Ciekawe wyjazdy, na które można było pojechać...
Kolejne sympatyczne, urocze koleżanki, które były zainteresowane znajomością, ale byłem zbyt zestresowany żeby zrobić pierwszy krok...
Nie powiem, że wszystko przeszło w życiu mi przez palce. Ale teraz jak kończę studia spojrzałem na minione lata z szerszej perspektywy i widzę ile okazji przepuściłem. Albo inaczej to moja fobia nie pozwoliła mi z nich skorzystać.
Ciężko o tym myśleć. Bo niestety wielu rzeczy się już nie zmieni.
Staram się nadrabiać teraz straconą radość życia.
Chciałbym zapytać Was czy macie podobnie. Jeśli tak to jak sobie radzicie?
U mnie myślenie o tym ( a często się nie da, nie myśleć) powoduje olbrzymi żal, wyrzuty, frustrację i smutek.
pozdrawiam!