24 Sty 2010, Nie 13:19, PID: 194145
eric napisał(a):W gimnazjum miałem kilku kumpli, ale wszyscy byli cholernie toksyczni, tak naprawdę nie lubiłem ich a kumplowałem się z nimi żebym nie wyszedł na zamkniętego w sobie czubka, bo by mnie za jaja powiesili. Wszystko urwało się ładnie po zakończeniu szkoły i byłem z tego niesamowicie zadowolony.W gimnazjum, zaraz na początku, ze szkoły odszedł mój najlepszy kumpel i wtedy doczepił się do mnie inny, który zaczął mnie terroryzować, także żeby nie ryzykować zniszczenia mnie zacząłem się z nim zadawać. Ba, odtąd byliśmy kumplami, bo siedzieliśmy z sobą w ławce. Był niesamowicie złośliwy, też jak ja pochodził z rozbitej rodziny i uprzykrzał mi życie na lekcjach, do tego wykazywał maniakalne skłonności do wyżywania się na mnie, jeśli nie trzymałem z nim sztamy. Nie sposób było z nim walczyć, jakkolwiek wiem, że walka z nim dałaby identyczny rezultat do utrzymywania tej toksycznej znajomości. Nie ma się wyboru w kwestiach regulowania sobie wpływów z strony innych, a odsunąć się od kogoś oznacza pustkę emocjonalną, czasem cierpienie albo nicość, tzn., że nie można jakby zaistnieć, panować nad zmysłami, jeśli odcinamy się od wpływów, które de facto tworzą nas. Jesteśmy częściowo sumą takich wpływów. Także gdybym miał odciąć się od środowiska, w którym dorastałem, od czasem demoralizujących, degeneracyjnych wpływów to bym nie istniał jako człowiek albo sam stałbym się potworem, maniakiem, "zbokiem", może recydywistą. W każdym razie rozumiem swoich kumpli i tego kumpla z gimnazjum, którego dziś nawet lubię. Coś Wam powiem, że gdybym mógł decydować o swoim losie, to zawsze sprzeciwiałbym się wszystkiemu i wszystkim, w szczególności szkolnemu rygorowi, gdzie kształtowana jest osobowość. Pewnie byłbym pusty, płytki, nie byłbym w stanie myśleć samodzielnie ( istnieją tacy ) i czuć ( znieczulica, kołtuneria, chamstwo, wybuchy agresji ). Byłbym dziki i rzeczywiście zdarzało mi zdziczeć, a tedy też przejawiałem toksyczne wpływy, dlatego wyżywałem się na ulicach. Wędrowałem pośród tłumu, żeby poradzić sobie bólem, nieopanowaniem, ponieważ szereg wpływów od dziecka wyprowadzał mnie sukcesywnie z równowagii.
W każdym razie izolując się coraz bardziej od szkoły, społecznego życia zrozumiałem, że pustka i niznośna samotność doprowadzają mnie do jakichś korzyści, typu budowanie jakiegoś zaplecza emocjonalnego na cięższe czasy, kryzys, a jestem niemal pewien, że suma ogromu konfliktów, tragedii, ogólnie, w otoczeniu przytłoczy, zmiażdży każdego, tak jak mnie zresztą. Tak, to jest proroctwo...