29 Lip 2015, Śro 23:08, PID: 456882
próchnica jest z bakteriuff
29 Lip 2015, Śro 23:08, PID: 456882
próchnica jest z bakteriuff
29 Lip 2015, Śro 23:13, PID: 456890
Dlaczego ludy, takie, które odwiedza czasem cejrowski nie maja próchnicy, pomimo iż nigdy w życiu nie myli zebów?
29 Lip 2015, Śro 23:20, PID: 456906
Mają lepsze geny?
Mój dziadek też całe życie nie mył zębów, w wieku 60 paru lat poszedł raz w życiu do dentysty i się okazało, że wszystkie ma zdrowe.
29 Lip 2015, Śro 23:21, PID: 456910
Bo są czarni. Murzyni zawsze mają śnieżnobiałe zęby. Zawsze.
29 Lip 2015, Śro 23:23, PID: 456912
Słyszałam też taką teorię, że ci co maja ładne zdrowe zęby, mają w składzie śliny pewien składnik, który nie wszyscy mają.
30 Lip 2015, Czw 10:15, PID: 456992
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30 Lip 2015, Czw 10:18 przez Placebo.)
Ważny jest skład śliny właśnie, który się może trochę się różnić i druga ważna rzecz to dieta. Najgorsze są słodycze, węglowodany (pożywka dla bakterii) , kwaśne owoce, coca cola (niszczy szkliwo). Poza tym są jeszcze inne czynniki, np. stres, który wpływa na wydzielanie śliny (mniej śliny - więcej bakterii)
Higiena jest ważna ale to nie wszystko. Moja mama np. nie myje zębów często, tak się już nauczyła a ma śnieżnobiałe, zdrowe zęby. Za to ja dbam o swoje, wiem ja dbać ale zawsze miałam z nimi problemy. Sama nie wiem czy to bardziej przez stres, ciastka czy bijatyki z siostrą. Przypomniało mi się jeszcze, że lepiej nie jeść zbyt często bo pH w jamie ustnej jest po każdym posiłku zachwiane i stwarzamy w ten sposób sprzyjające środowisko do rozwoju bakterii. Aha, i prawdziwy kolor zębów jest zdeterminowany genetycznie, niektórzy mają trochę ciemniejsze inni całkiem białe. A kolor zębów Murzynów wydaje mi się, że może wydawać się tylko tak biały bo kontrastuje z kolorem skóry. Właśnie się będę zaraz zbierać bo idę do dentysty na skaling. To nie będzie pewnie przyjemne
30 Lip 2015, Czw 13:40, PID: 457028
Mi odechciało się mieć zęby o filmowej urodzie, jak dowiedziałam się w jaki sposób wykonuje się takie piękne uzębienie.
04 Sie 2015, Wto 20:33, PID: 458258
No cóż o naszej ślinie powiem tylko tyle że ma w sobie lizozym, który degraduje kwas tejchojowy, czyli likwidowane są tylko bakterie gram-dodatnie. Te z otoczkami śluzowymi i innymi bajerami, radzą sobie z naszym szkliwem, jak dzieciaki z czekoladą. Dożywiamy je głównie cukrami prostymi, ale nie tyko. Próchnicę można również zapewnić sobie, niedoborami fluoru i wapnia. Też pewnie idzie wszystko kształtem zębów, bo często mają na tyle wąskie szparki, że trudno dotrzeć na do trudno-dostępnych miejsc.
04 Sie 2015, Wto 21:02, PID: 458270
Może i też genetyczne, tata i ja mamy w miarę zdrowe zęby a mama i brat wręcz przeciwnie.
Co do jakiś zaburzeń to chyba nie mam jem w miarę zdrowo, czasem jakaś pizza z colą. Ale czasem cały dzień mogę nie jeść jak np. gram, i na wieczór zjem ze dwie kanapki
08 Lis 2015, Nie 15:29, PID: 486092
Ja miałam wszystko.. anoreksję, bulimię typu nieprzeczyszczającego, kompulsywne objadanie, orto może trochę, w każdym razie temat mi znany
08 Lis 2015, Nie 16:47, PID: 486150
WielkiNos napisał(a):Ja miałam wszystko.. anoreksję, bulimię typu nieprzeczyszczającego, kompulsywne objadanie, orto może trochę, w każdym razie temat mi znanyMiałaś, czyli już sobie z tym poradziłaś? Możesz napisać coś więcej? Ktoś ci pomógł? Leczyłaś się? Jak jest teraz?
08 Lis 2015, Nie 17:35, PID: 486168
Z anoreksji wyszłam po tym jak musiałam brać hormony na wywołanie okresu i bardzo przytyłam. Wtedy z any wskoczyłam od razu na kompulsywne objadanie się. Kupowałam całe siaty słodyczy, obżerałam się w samotności zamknięta w pokoju, potem ryczałam i pakowałam puste paczki po ciastkach i waflach do reklamówki żeby wywalić gdzieś, gdzie nikt nie zauważy. Ważyłam 80 kilo i to był chyba najgorszy okres w moim życiu. Nie wychodziłam prawie z domu, potem zaczęła się szkoła.. wyobraź sobie.. przed wakacjami 53 kilo, a we wrześniu 80.. bałam się reakcji ludzi, źle się ze sobą czułam. Poznałam wtedy mojego chłopaka na czacie, okłamałam go, że jestem chora i nie mogę się spotkać i w tym czasie się za siebie wzięłam. Schudłam do jakichś 60 paru kilo, a do wagi 80 już nigdy nie wróciłam - wtedy była taka wysoka chyba ze względu na hormony. W ciągu tych wielu lat tyłam i chudłam.. raz 58, zaraz 73.. było kilka takich cykli. W międzyczasie bulimia ćwiczeniowa. To było jak zapisaliśmy się z moim facetem na siłownię. Zaczęło się niewinnie od jazdy na rowerku, ale jak zobaczyłam liczniki spalonych kalorii wpadłam na pomysł, że mogłabym jeść więcej i potem przychodzić to spalać. Znowu obżerałam się w samotności w pokoju, ale ważyłam wtedy 59 kilo, nie chciałam przytyć, więc chodziłam na siłownię żeby to spalać. Siedziałam tam nie godzinę, nie dwie, ale nawet po 5 godzin. Już ludzie zaczęli zwracać uwagę, że coś jest nie tak.. jedna babka nawet mnie kiedyś zapytała czy przygotowuję się do jakichś zawodów, bo tak ostro trenuję Ataki miałam co drugi dzień.. jak wracałam z siłowni to dosłownie biegłam do sklepu po słodycze i do domu.. i nie mówię tu o paczce piegusków tylko o tonach żarcia... 5000-7000kcal na raz.. trzęsły mi się ręce, ale jak zaczęłam już jeść powoli się odprężałam, aż robiło mi się niedobrze z przejedzenia i pojawiały się wyrzuty sumienia. Chciałam wymiotować, ale nie umiałam.
Czy ktoś mi pomógł? Byłam u psychologów, psychiatrów, ale nie wzbudzili mojego zaufania, bo widać było, że kompletnie nie wiedzą i nie rozumieją o co w tym wszystkim chodzi, to teoretycy. Czy wyszłam z tego? Radzę sobie z jedzeniem jeśli o to pytasz, nawet nieźle.. są pewne zasady, których przestrzegam i dzięki którym nie mam napadów jak kiedyś. Ale jeśli o to czy akceptuję siebie i swoje ciało to odpowiedź brzmi nie. A pewnie wiesz, że głównie o brak akceptacji siebie tu chodzi nie o jedzenie. Jedzenie to tylko forma radzenia sobie z emocjami. Już zawsze będę się widzieć grubą i zwiotczałą.. po tylu dietach i takich wahaniach wagi wyglądam na prawdę źle. Staram się jednak pracować nad sukcesami w innych dziedzinach życia, a z tym żyć. Powiedzmy, że jest to gdzieś obok, w tle, nie nasilone na tyle żeby nad tym nie panować. Jeśli poświęcę się pracy i karierze, będę miała jakiś cel w życiu jak teraz i będę go realizować to spojrzę na siebie przychylniejszym okiem. Mam w życiu tyle problemów, że nie wiem od czego zacząć.. chyba powinnam od zbudowania poczucia własnej wartości, które jest poniżej zera wtedy cała reszta też powinna się dać naprostować. Jakby co mogę ci dać mojego skajpa gdybyś chciała pogadać albo potrzebowała jakiejś pomocy.
20 Mar 2016, Nie 11:19, PID: 525022
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Mar 2016, Nie 11:23 przez anonim95.)
Ja myślę, że to właśnie zaburzenia odżywiania po części przyczyniły się do tego kim teraz jestem. Zaczęło się jak miałam 13 lat, czyli 7 lat temu. I to jest dosłownie 7 lat wyjętych z życia. A będzie pewnie jeszcze więcej. Wtedy schudłam do jakichś 40 kg przy 165 cm, wyglądałam strasznie ale ja tego nie widziałam. Nie pamiętam już za bardzo kiedy przestałam się głodzić, chyba jak już ciągle mdlałam, i raz zemdlałam na szkolnej wycieczce i nauczyciele nie dawali mi już potem żyć, straszyli psychiatrykiem itd. No i nastały wakacje podczas których przytyłam 10 kilo. Jezu, pamiętam te komentarze i spojrzenia ludzi jak wróciłam do szkoły. I od tego momentu moje życie to chudnięcie, głodówki, obżeranie się w samotności, wymioty, ćwiczenia do upadłego i tak w kółko. Bywały lepsze okresy, w których myślałam, że jest ok. Ale to wszystko zaraz wracało.
Przez to wszystko nie mam żadnych znajomych, w liceum zamiast spotykać się z ludźmi po szkole ja biegłam szybko do domu żeby się najeść albo ćwiczyć do wieczora... Wszystko mi się posypało. W gimnazjum zawsze byłam taka ogarnięta, przygotowana, napisałam testy najlepiej w powiecie. A w liceum wiecznie nieprzygotowana, nic nie wiem, nic nie umiem, bo zamiast się uczyć ćwiczyłam, ciągle opuszczałam zajęcia, bo jak byłam akurat na głodówce to nie mogłam siedzieć w szkole na więcej niż 2-3 zajęciach, bo mi potem burczało w brzuchu, a przecież nie będę jadła... Schudnę i zacznę chodzić do szkoły. Potrafiłam tydzień nic nie jeść, dalej potrafię
29 Mar 2016, Wto 6:34, PID: 527128
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29 Mar 2016, Wto 6:36 przez nika32.)
Mi się wydaje, że to jest mój problem.
O zaburzeniu mówi się BED (z ang. Binge Eating Disorder) lub „obżarstwo napadowe” i często myli z bulimią. Ich wspólnym mianownikiem jest tzw. jedzenie kompulsywne, czyli regularne epizody niekontrolowanego pochłaniania pokarmów, ale różni je przebieg ataków. BED charakteryzuje brak zachowań kompensacyjnych następujących bezpośrednio po napadzie obżarstwa, takich jak wywoływanie wymiotów, użycie środków przeczyszczających, stosowanie głodówki i nadmiernych ćwiczeń fizycznych. Dlatego też u osób dotkniętych zaburzeniem bardzo często stwierdza się sporą nadwagę i stany depresyjne spowodowane brakiem akceptacji. Jakie jest podłoże zaburzenia? Nie jest do końca pewne, co wywołuje zespół napadowego objadania się, ale można ogólnie stwierdzić, że jest to kombinacja czynników dziedzicznych i środowiskowych. Na podstawie badań wyodrębniono pewną grupę przyczyn, do których należą: - niskie poczucie wartości, strach przed odrzuceniem i niezaspokojone pragnienie akceptacji, które rodzą nieznośne poczucie bezsilności - jedzenie już od najmłodszych lat kojarzy nam się z matczyną opieką, daje poczucie bezpieczeństwa, pomaga zapomnieć o problemie i wypełnić wewnętrzną pustkę; - brak umiejętności radzenia sobie z emocjami – jedzenie pomaga rozładować narastające napięcie; - traktowanie jedzenia jako namiastki miłości – osoba, która czuje się niekochana je, by zrekompensować sobie samotność; - stany depresyjno-lękowe; - stres; - zaburzenia w produkcji serotoniny; - niechęć do seksu – kobiety, które obawiają się seksu, mogą podświadomie dążyć do nieatrakcyjności, by odstraszyć potencjalnych partnerów. Należy jednak pamiętać, że wszystkie wymienione powyżej czynniki mogą mieć głębokie podłoże psychologiczne i być „odpowiedzią” na: - konflikty i patologie rodzinne; - przemoc fizyczną lub wykorzystywanie seksualne w przeszłości; - wygórowane oczekiwania ze strony rodziny, dążenie do perfekcjonizmu; - kult szczupłości, wysokie oczekiwania ze strony społeczeństwa.
29 Mar 2016, Wto 12:29, PID: 527162
też mam BEDa, nie ma lekko
"BED charakteryzuje brak zachowań kompensacyjnych następujących bezpośrednio po napadzie obżarstwa, takich jak wywoływanie wymiotów, użycie środków przeczyszczających, stosowanie głodówki i nadmiernych ćwiczeń fizycznych." myślałem, że właśnie jest odwrotnie, gdy dużo się naźresz ale się tym nie przejmujesz to nie masz BEDa, jak ważyłem 150kg to żarłem ile chciałem i co chciałem ale BEDa nie miałem, ponieważ nie robiłem żadnych wymiotów, głodówek, ćwiczeń itp. teraz właśnie ćwicze, żeby właśnie nie utuczyć się tak mocno, a na jednym forum ktoś pisał Cytat:Ostatnio zacząłem czytać bardzo fajną książkę "Brain over binge", niestety nie znajdziecie jej raczej w polskiej wersji językowej. Jest o dziewczynie, która miała bulimię typu nieprzeczyszczającego (non-purging type), czyli taką w której nadmiar kalorii próbowała spalić wysiłkiem, więc każdego dnia po takim "ucztowaniu" spędzała po 5-7godzin na aktywności fizycznej. Wszystko zaczęło się gdy chciała schudnąć trochę (będac osobą szczupłą), wywalacjąc z diety wiele produktów, które na codzień jadła. Wszystko szło na początku po jej myśli, trzymała się diety, doszła do wagi 40kg i mając DUŻĄ niedowagę i wtedy zaczęła się też przygoda z BED (Binge eating disorder). Z czasem było co raz gorzej, takie dni zdarzały jej się czasem po 4-5x w tygodniu nawet (w inne dni się głodziła i zajeżdżała na treningu) i trwało to LATAMI ! Nie pomogli jej specjaliści, grupa anonimowych binge eaterów itd. Brała nawet Topamax (lek na padaczkę), który pomógł, ale na krótki czas... co było dalej jeszce nie wiem bo jestem w trakcie czytania, ale to co przeczytałem dotychczas otworzyło mi oczy...ale do 5-7 godzin mi daleko heh
13 Cze 2016, Pon 22:46, PID: 551496
Ja mam niby normalną wagę ale ciągle czuję się ze sobą źle... Cokolwiek nie zjem mam zaraz wyrzuty sumienia, denerwuję mnie jak mnie zapraszają na jakąś domówkę bo wiem, że będzie alkohol i jakieś słone przekąski... Nie lubię jak mama zrobi za dużo obiadu albo jak zaprasza gości (tzn nie mam nic przeciwko gościom ale wiadomo, że wtedy będzie ciasto i dużo jedzenia i zaczynam się zamartwiać).
Ale z drugiej strony ciągle coś podjadam i ciągle myślę o tym jedzeniu. Wiem, że lubię jeść i kocham słodycze ale nienawidzę się za to, nienawidzę tej mojej słabości, chwilami czuję się przez to jak najgorszy śmieć. W ogóle paradoksalnie największą ochotę na jedzenie mam wtedy, kiedy już się najem . Mimo, ze brzuch mam pełny to dalej chcę jakby delektować się jakimś smakiem . Jedyne moje szczęście, że często w ramach podjadania robię sobie kawę albo jem jakieś warzywa, owoce lub lody a fast foodów i gotowego żarcia nie kupuje i nie jem. Nie tyję chyba tylko z panicznego strachu przed reakcją ludźmi na moje dodatkowe kilogramy, nie zaznałabym spokoju ani na chwilę gdybym przytyła z 5kg (nie mówiąc już o większej ilości). Czasem się pocieszam, że jak się wyprowadzę z domu to wtedy już na bank schudnę bo jak w domu nie ma obiadu czy słodyczy to mogę praktycznie cały dzień nic nie jeść bo sama z siebie to nic nie zrobię, do sklepu też nie pójdę bo mi się nie chcę
14 Cze 2016, Wto 13:00, PID: 551674
Ef napisał(a):denerwuję mnie jak mnie zapraszają na jakąś domówkę bo wiem, że będzie alkohol i jakieś słone przekąski... Nie lubię jak mama zrobi za dużo obiadu albo jak zaprasza gości (tzn nie mam nic przeciwko gościom ale wiadomo, że wtedy będzie ciasto i dużo jedzenia i zaczynam się zamartwiać).ja będąc nołlajfem z jednej strony mam plusa, ze na różnych imprezach mnie nie kusi ale z drugiej cały dzień siedzę w domu i myślę o jedzeniu heh moja matka, która co chwile dietuje narzeka, że imprezy są najgorsze ja wczoraj i dzisiaj znowu ostro podjadłem, a już myślałem że udało mi się poradzić z tym binge eating, ale tylko miesiąc to trwało...
14 Cze 2016, Wto 14:06, PID: 551720
Cytat:z jednej strony mam plusa, ze na różnych imprezach mnie nie kusi ale z drugiej cały dzień siedzę w domu i myślę o jedzeniu No właśnie, gdziekolwiek się nie będzie to i tak niedobrze W domu to jeszcze jest szansa, że przynajmniej zje się coś małokalorycznego. W sumie czasem myślę: a może wezmę jakieś pomidorki koktajlowe na impreze do jedzenia zamiast tych chipsów ale z drugiej boję się, że to by dziwnie wyglądało + zaraz pojawiłyby się niezręczne pytania. Niby można też wyjść z domu, choćby na spacer ale tu mam zaraz wrażenie, że przez ten spacer tyko czas zmarnuje na darmo. No i zaraz po fajki chciałoby się pójść Cytat:ja wczoraj i dzisiaj znowu ostro podjadłem, a już myślałem że udało mi się poradzić z tym binge eating, ale tylko miesiąc to trwało... Dla mnie miesiąc to byłby sukces prawdziwy . Zwykle jak postanawiam odstawić cukier to około 5 dni do tygodnia jest w porządku a potem przychodzi ten głód i pragnienie na cukier, aż mnie ssie wtedy i nie potrafię o niczym innym myśleć i wtedy moją dietę szlag trafia Dobrze, że chociaż ruszam się w miarę regularnie
14 Cze 2016, Wto 14:34, PID: 551734
w sumie to jadłem cukier ale w rodzynkach i daktylach, bo mniejsze poczucie winy niż po słodyczach
14 Cze 2016, Wto 14:52, PID: 551746
to możesz jeszcze spróbować żurawiny, też jest mocno słodka :-) Ze słodyczy całkiem nieźle lody się sprawdzają, nie mają dużo kalorii i trochę czasu mija zanim się zje. Np taki big milk albo jakieś inne lody śmietankowe lub wodne. Jakieś takie z polewą czy bitą śmietaną to wiadomo, że zabójstwo Niby są jeszcze owoce ale na mnie jakoś one nie działają
Właściwie to nawet nie tyle słodycze są najgorsze co jedzenie w za dużych ilościach. Ja od jakiegoś czasu nie jem sera żółtego, ziemniaków i chleba, makaron i ryż ograniczam, tłustych rzeczy w ogóle nie jem a i tak nic mi to nie daje Chociaż w sumie daje, przynajmniej nie tyje :-)
14 Cze 2016, Wto 15:51, PID: 551772
Ef napisał(a):Niby można też wyjść z domu, choćby na spacer ale tu mam zaraz wrażenie, że przez ten spacer tyko czas zmarnuje na darmo.Polecam podczas spaceru słuchanie audiobooków lub podcastów (lub zwyczajnie muzyki). Wtedy może nie będziesz miała poczucia zmarnowanego czasu tylko na chodzenie. Ef napisał(a):Ja od jakiegoś czasu nie jem sera żółtego, ziemniaków i chleba, makaron i ryż ograniczam, tłustych rzeczy w ogóle nie jem a i tak nic mi to nie daje Chociaż w sumie daje, przynajmniej nie tyjeNie widzę nic złego w ziemniakach i ryżu, w sumie makaron też spoko tylko jest trochę bardziej przetworzony. Jak macie ochotę na słodkie możecie ratować się słodzikiem albo sosami/syropami "0 kcal"
14 Cze 2016, Wto 17:20, PID: 551822
Holendrzy jedzą ser codziennie i jakoś nie narzekają. W sumie dla mnie to główny składnik śniadań. Nie wiem z czym miałbym jeść kanapki jak nie z serem. I tak chyba zdrowsze to niż jakiekolwiek przetworzone mięso, bo naturalne to bardzo trudno gdzieś dostać, chyba trzeba by sobie samemu jakąś szynkę ugotować czy upiec.
14 Cze 2016, Wto 17:45, PID: 551838
Cytat:Nie wiem z czym miałbym jeść kanapki jak nie z serem. I tak chyba zdrowsze to niż jakiekolwiek przetworzone mięso, bo naturalne to bardzo trudno gdzieś dostać Kanapki z serem i ketchupem, ech, moja dawna miłość Mięsa akurat też prawie nie jem bo nigdy za nim nie przepadałam specjalnie (jedynie na obiad kurczaka albo indyka jeśli w danym dniu mama akurat zrobi). Ale jak raz mama zrobiła mięso z indyka w sosie z żurawiną to niebo w gębie, jedna z najlepszych rzeczy jakie kiedykolwiek jadłam. Najgorsze są słone przekąski i te wszystkie przetworzone rzeczy - mięsa, parówki, zupki chińskie, fast foody, żelki. Najzdrowsza chyba pizza z tego wszystkiego :-D Sałatki akurat lepiej w domu zrobić , to samo z frytkami zamiast przepłacać.
14 Cze 2016, Wto 18:38, PID: 551874
żurawina dosładzana jest zastanawiam się czy daktyle też nie są ale na opakowaniu nic nie piszę, na żurawinie pisze w składzie cukier
chociaż może jeden pies czy naturalny cukier czy dosypany |
|