20 Maj 2016, Pią 18:03, PID: 543196
Od kilku dni było dobrze, wszystko w porządku, dobry humor, nerwica prawie zerowa, wcześniej miałam jakieś problemy i czasami mnie dołowały, ale to były konkretne rzeczy. Dzisiaj miałam genialny dzień i nagle około godziny temu, zupełnie bez powodu, bez żadnego bodźca poczułam głęboki smutek, nie chciało mi się nawet płakać. Sama nie wiedziałam dlaczego, i co właściwie czuję. Teraz mam ochotę tylko płakać i wszystko skończyć. Skończyć ze sobą. Nie chcę tego robić. Nie chcę umierać, chcę po prostu, żeby to się już skończyło. Samotność, zero znajomych, dysfunkcyjna rodzina, brak możliwości przeprowadzki, stan zdrowia tak zły, że nie nadaję się do pracy, do tego ciągle dołki albo lęki, lekarze nie wiedzą co mi jest jeśli chodzi o fizyczne objawy, a raczej mówią, że nic mi nie jest, a nie mogę wyjść z łóżka bo kręci mi się w głowie, w dodatku wpieprzyłam się w uzależnienie od benzodiazepin i cholernie ciężko je odstawić. Jeszcze wczoraj miałam wiele planów, śmiałam się głośno i uśmiechałam i dziękowałam Bogu za tak wspaniały dzień, a dzisiaj nie mam nadziei już na nic, żadnej motywacji. Boję się, że tak będzie zawsze, że już nigdy nie wyzdrowieję. Że to zawsze będzie wracać. Depresja, nerwica, fobia. I że zawsze będę w tym wszystkim sama. A kiedy pojawia mi się przed oczami taka wizja przyszłości, to nie chce mi się żyć. Nie wiem co mam robić, nie chcę i nie planuję się zabijać, ale czasami czuję, że nie mogę ufać sobie i że znowu mi coś odwali. Raz nażarłam się tabletek - na szczęście za mało by cokolwiek mi się stało, ale jednak, innym razem pisałam już list pożegnalny, raz się pocięłam tak po prostu, nagle, znikąd, a innym razem siedziałam jak typowy wariat, tnąc się i kiwając się w przód i w tył i wyjąc, bo płaczem się tego nie da nazwać. poza tym wiele razy miałam takie napady myśli samobójczych, że prosiłam znajomych by ze mną porozmawiali i waliłam prosto z mostu o co chodzi, bo bałam się, że nie wytrzymam i się zabiję, to był jakiś obłęd, nie chciałam tego i bałam się o siebie, ale jednocześnie miałam myśli "no weź, najedz się tabletek" i czułam, jakby nie były moje. Boję się najbardziej takich ataków, bo wtedy jestem naprawdę bliska zrobieniu sobie krzywdy a nie chcę tego robić. Mówiłam o tym lekarzom, chciałam iść do szpitala, ale stwierdzili, dwukrotnie, że nie ma wskazań do hospitalizacji. Leki SSRI nie pomagają w ogóle, benzo pomaga na krótko, zresztą chcę to odstawić całkiem. Na terapiach też byłam. I nic. Nic nie przynosi efektów, a leczę się na nerwicę i fobię od 9 lat, a na depresję od 5. Boję się.