24 Kwi 2016, Nie 11:28, PID: 534490
To takie coś jak z przeciąganie liny. Z jednej strony chcemy kontaktu i go pragniemy z drugiej strony się go boimy i uciekamy.
Jeśli ktoś uważa, że jakieś terapie pomogą to spoko. Tylko mnie zawsze interesowało jak obca osoba może nam pomóc? Przecież taka osoba ma wyuczone metody itd.
Że po tym jak jej powiemy o problemach to nam wytłumaczy poda rozwiązanie i już? Czasami problemy są głębsze i bardziej ukryte, gdzie nawet my sami nie możemy tego odnaleźć. A druga sprawa omawianie problemu i przedstawianie różnych wariantów jest tylko wariantem. Siedzenie w pokoju i rozmowa jak te relacje mają wyglądać.
Wszystko pięknie gdyby nie różne czynniki zewnętrzne i różni ludzie, których spotkamy. Wystarczy dla bardzo fobicznej osoby jedna osoba, która zepsuje wszystko i wracamy do punktu wyjścia.
Ja nie miałbym problemu z wyjściem do ludzi gdybym przestał czuć niepewność. Ja wyjdę owszem czasami ale tylko tam gdzie sprawy załatwię itd. Pogadam, pożartuję. Jednak co z tego skoro boje się zacieśniać więzi i by ludziom zaufać.
Dla mnie ludzie to są "TAM". Daleko. Po za kręgiem. Wtedy się czuje bezpiecznie. Z drugiej strony czuje się też samotnie. Jednak wiem, że tego nie przeskoczę już...
Zawsze będę miał w głowie myśli czy ja tu pasuje, czy mnie akceptują, czy mnie szanują, tolerują, czy może mnie wykorzystają lub pozostawią i będą mnie mieli w d**e..
Też jestem mało ciekawy. Wręcz ludzie relacjonują wszystko po przez emocje. To co czują i przeżywają. Ale żeby to robić trzeba być pewnym siebie i swobodnym wśród ludzi. I tu błędne koło, bo ja przez ostrożność do ludzi chowam emocje i kontroluję all. Więc moja rozmowa jest sucha, zwykłe suche stwierdzenia.
Przestałem okazywać radość czy smutek koło nich. Wszystko jest we mnie. I dla mnie. Choć więcej we mnie smutku mimo, że mam uśmiechniętą czasami twarz. 2 osoba stała się dla mnie nie tyle wrogiem co zagrożeniem.
Nawet jeśli z czego się wyżalę lub wyjawię coś to wolę odciąć się, zdystansować by relacja taka była neutralna.
Samotność we mnie wrosła już dawno temu. Jak sobie pomyślę, że jesteśmy odrębnymi indywidualnymi jednostkami, gdzie każdy ma swoje indywidualne pragnienia, cele i rozpycha się łokciami by je osiągnąć. Siebie stawia na 1 miejscu. Do umysłu cudzego nie wejdziemy, ktoś myśli swoje ukrywa. Nie wiemy czy prawdę mówi czy nie. To czuje się jak w anime. Ja jako kolorowa postać a wokół wszystko szare się kręci i tak stoję sam. Bez względu z kim i jakie relacje i co powiem wyjawię, zawsze będę się czuł sam zdają sobie sprawę że mając swoje życie jest tylko moim życiem, które samemu trza przeżyć. Bo inni tak samo przeżywają swoje. I swoje stawiają na 1 miejscu.
Jeśli ktoś uważa, że jakieś terapie pomogą to spoko. Tylko mnie zawsze interesowało jak obca osoba może nam pomóc? Przecież taka osoba ma wyuczone metody itd.
Że po tym jak jej powiemy o problemach to nam wytłumaczy poda rozwiązanie i już? Czasami problemy są głębsze i bardziej ukryte, gdzie nawet my sami nie możemy tego odnaleźć. A druga sprawa omawianie problemu i przedstawianie różnych wariantów jest tylko wariantem. Siedzenie w pokoju i rozmowa jak te relacje mają wyglądać.
Wszystko pięknie gdyby nie różne czynniki zewnętrzne i różni ludzie, których spotkamy. Wystarczy dla bardzo fobicznej osoby jedna osoba, która zepsuje wszystko i wracamy do punktu wyjścia.
Ja nie miałbym problemu z wyjściem do ludzi gdybym przestał czuć niepewność. Ja wyjdę owszem czasami ale tylko tam gdzie sprawy załatwię itd. Pogadam, pożartuję. Jednak co z tego skoro boje się zacieśniać więzi i by ludziom zaufać.
Dla mnie ludzie to są "TAM". Daleko. Po za kręgiem. Wtedy się czuje bezpiecznie. Z drugiej strony czuje się też samotnie. Jednak wiem, że tego nie przeskoczę już...
Zawsze będę miał w głowie myśli czy ja tu pasuje, czy mnie akceptują, czy mnie szanują, tolerują, czy może mnie wykorzystają lub pozostawią i będą mnie mieli w d**e..
Też jestem mało ciekawy. Wręcz ludzie relacjonują wszystko po przez emocje. To co czują i przeżywają. Ale żeby to robić trzeba być pewnym siebie i swobodnym wśród ludzi. I tu błędne koło, bo ja przez ostrożność do ludzi chowam emocje i kontroluję all. Więc moja rozmowa jest sucha, zwykłe suche stwierdzenia.
Przestałem okazywać radość czy smutek koło nich. Wszystko jest we mnie. I dla mnie. Choć więcej we mnie smutku mimo, że mam uśmiechniętą czasami twarz. 2 osoba stała się dla mnie nie tyle wrogiem co zagrożeniem.
Nawet jeśli z czego się wyżalę lub wyjawię coś to wolę odciąć się, zdystansować by relacja taka była neutralna.
Samotność we mnie wrosła już dawno temu. Jak sobie pomyślę, że jesteśmy odrębnymi indywidualnymi jednostkami, gdzie każdy ma swoje indywidualne pragnienia, cele i rozpycha się łokciami by je osiągnąć. Siebie stawia na 1 miejscu. Do umysłu cudzego nie wejdziemy, ktoś myśli swoje ukrywa. Nie wiemy czy prawdę mówi czy nie. To czuje się jak w anime. Ja jako kolorowa postać a wokół wszystko szare się kręci i tak stoję sam. Bez względu z kim i jakie relacje i co powiem wyjawię, zawsze będę się czuł sam zdają sobie sprawę że mając swoje życie jest tylko moim życiem, które samemu trza przeżyć. Bo inni tak samo przeżywają swoje. I swoje stawiają na 1 miejscu.