07 Sty 2014, Wto 20:19, PID: 375680
mógłbym się podpisać pod tym co napisałeś ja byłem "zakochany" czy jakkolwiek to zwać przez całe gimnazjum w koleżance z klasy, potem jeszcze przez całe liceum (z tym że już słabiej, bo chodziła do innego LO) i potem nadal, widząc ją czasem w autobusie gdy jechałem na studia, na których wytrzymałem pół roku. I wiesz co? Pomijając już fakt że nawet gdyby jej nie było to i tak nic bym nie robił bo fobia, i tak szkoda było tyle czasu tracić na jedną osobę. Na pewno gdzieś była jakaś inna dziewczyna a ja zaślepiony tą jedną jedyną, niby idealną nie zwróciłem na nią nawet uwagi.
Szkoda moim zdaniem tracić czas na mrzonki i marzenia o love i tej jednej jedynej, która jedną jedyną zostaje mimo tego że na codzień jest jedynie cześć cześć a już zwłaszcza szkoda emocji jakie człowiek w to pakuje, emocji które bywają męczące i nieprzyjemne.
Fajnie było spotkać ją w autobusie jakiś miesiąc temu. Fajnie było "zmierzyć się" z demonem dawnych lat a jeszcze fajniej było przekonać się, że nie czuje się zupełnie nic podczas rozmowy z nią, nielicząc delikatnego zażenowania faktem, że rozmowa wypada wyjątkowo kiepsko.
Szkoda moim zdaniem tracić czas na mrzonki i marzenia o love i tej jednej jedynej, która jedną jedyną zostaje mimo tego że na codzień jest jedynie cześć cześć a już zwłaszcza szkoda emocji jakie człowiek w to pakuje, emocji które bywają męczące i nieprzyjemne.
Fajnie było spotkać ją w autobusie jakiś miesiąc temu. Fajnie było "zmierzyć się" z demonem dawnych lat a jeszcze fajniej było przekonać się, że nie czuje się zupełnie nic podczas rozmowy z nią, nielicząc delikatnego zażenowania faktem, że rozmowa wypada wyjątkowo kiepsko.