21 Kwi 2017, Pią 23:00, PID: 628949
Też zaczynam powoli wierzyć w jakieś fatum. Ludzie wokół mnie przychodzą i odchodzą, tak powoli, bez powodów, jakby to było naturalne. Tylko, że chyba nie jest, bo posiadanie przyjaciół to rzecz niemal powszechna. Człowiek nie jest stworzony do samotności, ona jest jak pasożyt niszczący od środka. Jak sobie kiedyś wypisze na kartce nazwiska osób, z którymi swego czasu wiązałem wielkie nadzieje na przyjaźń, to chyba nie starczy mi miejsca. To przykre, bo nie nauczyłem się jeszcze, jak dbać o tę relację, o ile się da, bo wydawało mi się, że i tak za każdym kolejnym robię dużo, a tylko działam na swoją niekorzyść, bo zdaje się, że występuje pewnego rodzaju znudzenie (bynajmniej z mojej strony). Wspominając te wszystkie lata, dochodzę do wniosku, że jestem swego rodzaju krótkim, może istotnym, może nie, epizodem występującym w okresie przejściowym życia każdego z tych ludzi. Wnioskując, moje życie to taki zlepek epizodów. Nie ma w nim jakiejś jasno naszkicowanej fabuły, wyrazistego początku i klarownego końca, taki koszmar reżysera, czeski film. Fajnie by było, gdyby ktoś w końcu napisał do niego dobry scenariusz ze stałą obsadą. No fajnie by było, tylko że to moja fucha, a ja żadnym mistrzem kinematografii niestety nie jestem. Mogę co najwyżej popcorn rozdawać.