04 Lis 2012, Nie 2:17, PID: 323545
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04 Lis 2012, Nie 18:53 przez Zasió.)
A co, mama wykłada filozofię? Czyli nie tylko dzieci prostaków i chłoporobotników mają posranych rodziców? Pocieszające... a w sumie może raczej przerażające. Jeśli twoje problemy to tylko wina otoczenia innego niz dom rodzinny to przepraszam... Nie znam na pamięć życiorysu każdego z was.
"Jak trafisz do nowego otoczenia to ktoś na pewno się przyplącze."
O matulu, tak, przyplącze się, sam z siebie... Tylko czemu tak cholernie słabo a tym wyszedłem, licząc na przyplątanie się kogoś przez osiem lat? Nie, to nie jest tak, że NA PEWNO. Być może, i szansa jest niewielka. Owszem, przez przypadek poznałem dwie osoby, jedynych jako-takich znajomych, ale z pozostałego grona spotykanych tu i tam osób jakos sie nei złożyło, by ktoś się przyplątał, a raczej nie nastąpiły cudowne warunki w krótych fobik sie ośmielił itp.... Tak sobie myślę - może jedna dziewczyna, z którą na piątym roku byłem na jednych zajęciach (na drugim też, ale w duzej grupie) też by "sie przyplątała", gdybym ją spotkał wcześniej, albo piaty rok potrwał dłużej (nie, to drugie nie, a an pewno nie jako "dziewczyna" - ślub planowała w te wakacje) i gdybym nie miałbym wtedy okresu kompletnego załamania, a zajęć było więcej niż 3h na tydzień... ale to tylko pokazuje, jak trzeba byc niefobicznym, rozmownym, otwartym - tzn jak bardzo obracać sie swobodnie wśród ludzi, by sie przyplątywali.
Nie no, chciałbym w przyplątywanie mimo wszystko wierzyć, ale to chyba niestety nie tak działa, choć cholernie trudno się z tym pogodzić - ze to zawsze my musimy walczyć, zabiegać, łasić się. A moze tylko być normalni?
No, nova napisała, zę trafiłą an fajnych, -tej sie poszczęściło. Ja też niby mogę napisać, ze trafiłem na fajnych - bo było tkaich wielu. ale we nei neiwiele albo nic się nei przełamało. A owszem, były jakiejś jednostkowe wypady an piwo póki wszyscy sie poznawali, jakaś jedna czy dwie imprezy w pewnym gronie, potem też na pewno było jakby lepiej niz w liceum - tylko to lepiej to nadal lata swietlne od normalnie i trochę to takie lepiej jak poprawic czas okrążenia o 0.050 s. - pole position mało kiedy z tego będzie, o ile Vettel się nie w+ w bandę.
"Jak trafisz do nowego otoczenia to ktoś na pewno się przyplącze."
O matulu, tak, przyplącze się, sam z siebie... Tylko czemu tak cholernie słabo a tym wyszedłem, licząc na przyplątanie się kogoś przez osiem lat? Nie, to nie jest tak, że NA PEWNO. Być może, i szansa jest niewielka. Owszem, przez przypadek poznałem dwie osoby, jedynych jako-takich znajomych, ale z pozostałego grona spotykanych tu i tam osób jakos sie nei złożyło, by ktoś się przyplątał, a raczej nie nastąpiły cudowne warunki w krótych fobik sie ośmielił itp.... Tak sobie myślę - może jedna dziewczyna, z którą na piątym roku byłem na jednych zajęciach (na drugim też, ale w duzej grupie) też by "sie przyplątała", gdybym ją spotkał wcześniej, albo piaty rok potrwał dłużej (nie, to drugie nie, a an pewno nie jako "dziewczyna" - ślub planowała w te wakacje) i gdybym nie miałbym wtedy okresu kompletnego załamania, a zajęć było więcej niż 3h na tydzień... ale to tylko pokazuje, jak trzeba byc niefobicznym, rozmownym, otwartym - tzn jak bardzo obracać sie swobodnie wśród ludzi, by sie przyplątywali.
Nie no, chciałbym w przyplątywanie mimo wszystko wierzyć, ale to chyba niestety nie tak działa, choć cholernie trudno się z tym pogodzić - ze to zawsze my musimy walczyć, zabiegać, łasić się. A moze tylko być normalni?
No, nova napisała, zę trafiłą an fajnych, -tej sie poszczęściło. Ja też niby mogę napisać, ze trafiłem na fajnych - bo było tkaich wielu. ale we nei neiwiele albo nic się nei przełamało. A owszem, były jakiejś jednostkowe wypady an piwo póki wszyscy sie poznawali, jakaś jedna czy dwie imprezy w pewnym gronie, potem też na pewno było jakby lepiej niz w liceum - tylko to lepiej to nadal lata swietlne od normalnie i trochę to takie lepiej jak poprawic czas okrążenia o 0.050 s. - pole position mało kiedy z tego będzie, o ile Vettel się nie w+ w bandę.