Matatjahu napisał(a):Świadomość tego, że nie ma się w życiu ani jednej bliskiej osoby jest dosyć bolesna
No tak... kurcze nie wiem, że my wszyscy nie możemy tak się jakoś dobrać ... choć tu wszyscy pewnie z dużych miast, jak się mieszka w małym to jeszcze gorzej
stap!inesekend wyczuwam nutę ironii w Twojej wypowiedzi ale może mi się zdaje .
W każdym razie ta izolacja jest smutna przynajmniej dla mnie , w sensie tych kiepskich 6 lat ...
To niestety nie była ironia. Ewentualnie sarkazm (choć wiki podaje, że sarkazm to spotęgowana ironia ). Naprawdę uważam, że małe miasta paradoksalnie mają znacznie gorszy wpływ na ludzi niż wielkie aglomeracje, w których rzekomo zanikają więzi społeczne. I co z tego, że często nie zna się swoich sąsiadów, skoro można poznać ludzi o podobnych zainteresowaniach, poglądach, filozofiach życiowych? Dla mnie to znacznie cenniejsze niż kontakt ze wścibskimi i wkurzającymi sąsiadami.
Koniec monologu
stap!inesekend a chodziło mi o wcześniejszą Twoją wypowiedź z tymi latami ale to nic. A co do małych miast hmmm , mieszkam blisko małego miasta, na szczęście nie mam wścibskich sąsiadów, pewnie , że poziomem rozrywki , kultury odbiegają od większych , ale np w tym moim w mojej okolicy zaczyna się co raz więcej dziać. Z drugiej strony w większych miastach anonimowość , poczucie to mnie jakby pobudza , że dużo osób mnie tam nie zna itd.
Życie w dużym mieście właśnie poniekąd sprzyja izolacji. Albo to ja jestem nienormalny , ale wydaje mi się czasem, że tu każdy żyje własnym życiem i stara się nie zauważać drugiego człowieka. Ludzie na wsi są często bardziej otwarci (wiem, bo każde wakacje do 16. roku życia spędzałem na wsi, kilkaset kilometrów od rodziców).
Mieszkanie w mieście sprzyja chyba chorobom psychicznym; masz koło siebie tysiące ludzi, a żadnego nie znasz, z nikim nie rozmawiasz, nie wiesz, co robią w swoich mieszkaniach, jakimi są ludźmi. Daje to dziwne uczucie, przestaje się ufać innym.
Chociaż ja znam sąsiadkę ops: , czasami rozmawiamy.
Nurtuje mnie to, że 10 osób z tego samego miasta może narzekać na samotność. Internet sprawia, że możemy się spotkać, a przy sprzyjających okolicznościach może to rozpocząć dłuższą znajomość.
Myślę, że dla wielu byłaby to szansa, żeby zaistnieć w świecie. Nabrać odwagi do pokazywania się wśród ludzi, nabyć umiejętności społeczne, poprawić zdrowie psychiczne i fizyczne, i przede wszystkim, by z kimś POROZMAWIAĆ.
Może i bardziej otwarci, ale jednocześnie (zazwyczaj) bardziej konserwatywni i łatwiej odrzucający odmienności (i nie mam bynajmniej na myśli tylko rasy czy orientacji seksualnej).
A mi bardzo odpowiada fakt, że nie znam swoich sąsiadów w miejscu studiowania. Żałuję tylko czasem, że nie mam tam kogoś, do kogo mógłbym w każdym momencie wpaść w ciągu 5 minut i pogadać, ot tak. Ale w mieście rodzinnym też nie mam, więc...
stap!inesekend napisał(a):Zdecydowanie. Małe miasta są zazwyczaj mocno do tyłu pod każdym względem...
bardziej chodziło mi o to, że niejsze miasto = mniejsza szansa na trafienie na kogoś podobnego. Małe miasto czy wieś ma tą zaletę, że jest w miarę spokojnie, na pewno spokojniej niż w dużym - to mi się podoba, no ale ta wada, że o przyjaciół ciężko
A jak się ma fobię i nie pracuje, to nie ma się też kasy na wyjazdy do większych miejsc...
żelka napisał(a):Matatjahu mam podobnie. Poza tym jak się żyje np 6 lat w izolacji tzn niezbyt często przebywa się wśród ludzi , to dużo umyka , i jak to nadrobić ?
Ja tak na oko zmarnowałem (przesiedziałem w izolacji w domu) ostatnie 9 lat życia. Nadrobić tego już się raczej nie da więc to tym bardziej przykre.
żelka napisał(a):Miałam bliską koleżankę , lecz ją straciłam , nie mam jako takich bliskich znajomych poza nią... To duża strata dla mnie , trudno mi się będzie teraz znów jakoś z kimś zżyć , wychodzić , wychodzić do ludzi... eh .
Też kiedys miałem bliską osobę, ale tak jak wszystko w moim zrytym życiu i to się posypało
Jas napisał(a):choć tu wszyscy pewnie z dużych miast, jak się mieszka w małym to jeszcze gorzej
Moje miasto ma ok 40 tys mieszkańców. Jak dla mnie to dziura taka, że hej. Nic tu nie ma. Już dawno byłbym na jakiejś terapii gdyby coś takiego w ogóle istniało w tej norze.
żelka napisał(a):w większych miastach anonimowość , poczucie to mnie jakby pobudza , że dużo osób mnie tam nie zna itd.
właśnie dlatego chciałbym się przeprowadzic do dużego miasta
Em[ty Space napisał(a):Nurtuje mnie to, że 10 osób z tego samego miasta może narzekać na samotność. Internet sprawia, że możemy się spotkać, a przy sprzyjających okolicznościach może to rozpocząć dłuższą znajomość.
Jak pojadę na studia do jakiejś metropolii to odrazu będe ogłoszenia towarzyskie słał (a tak naprawdę to pewnie będzie jak zwykle i wydygam)
Ja praktycznie już rok czasu jestem sam tylko z rodzicami praktycznie mam kontakt. Wole obejrzeć sobie mecze w weekend i pograć w coś na konsoli .
Taki już jestem wole życie samotnika jak coś to wyjść czasem pograć w piłke.
Joe63 napisał(a):Ja praktycznie już rok czasu jestem sam tylko z rodzicami praktycznie mam kontakt. Wole obejrzeć sobie mecze w weekend i pograć w coś na konsoli .
Taki już jestem wole życie samotnika jak coś to wyjść czasem pograć w piłke.
Czasami się zastanawiam czy nawet pozbywając się obecnych lęków będę pragnął prowadzić w miarę aktywne życie towarzyskie. W końcu te kilkanaście lat mniejszego, lub większego osamotnienia ukształtowało u mnie pewne zachowania, potrzeby (tudzież pewny ich brak), które raczej nie są zbyt znane osobom, które nie miały problemów z nieśmiałością, fobiami etc. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie życia w całkowitej samotności, tj. bez partnerki przy boku. Jednak niełatwo będzie znaleźć atrakcyjną dla mnie kobietę, która będzie w stanie zaakceptować u mnie brak pewnych zachowań, upodobań, które posiada większość ludzi.
Joe63, REaktor - mam tak samo Dziś to już nie do obejścia, tak myślę... bo ja... wcale nie chcę tego obejść też wolę pewne samotnicze rozrywki niż np. imprezy.
Mhm, samotność jest nieciekawa. Ja, żeby zabić wolny czas, uprawiam sporty. Np rolki, bieganie, rower. Żeby nie czuć, że jestem tak bardzo sam. Ale dzisiaj widziałem pełno zakochanych par, przypomniałem sobie, że też taki byłem, a teraz...? Z jednej strony chciałbym kogoś mieć, z drugiej nie. Cały czas liczę, że przypadek sprawi, że wpadniemy na siebie, zakochamy się w sobie i będzie wspaniale. Ale w tej konkretnej sprawie niestety liczę na łut szczęścia. W innych sprawach zawsze podejmuję działanie, bo ono jest lepsze niż brak działania. Ale w tej kwestii to chyba już tylko FS mnie powstrzymuje. Choć czasem czuję, że już blisko jest abym zagadał do napotkanej przypadkiem dziewczyny. To by było coś.